Trivium – The Crusade
(23 października 2006, napisał: Jacek Walewski)

Ze zdjęcia w książeczce spogląda na nas czterech młodzieńców, z których co najmniej dwóch we własnym, rodzinnym kraju musi po koncercie prosić swoich starszych fanów o kupno alkoholu. Frontman grupy, Matthew Heafy, gdyby pozbawić go tatuaży, którymi "zadziarał" sobie obie ręce, i ubrać w jakieś bardziej "cool" ciuchy, mógłby z powodzeniem zostać gwiazdą jakiegoś boysbandu. Poza tym w wywiadach wszyscy otwarcie mówią, że uwielbiają grać w gry komputerowe i czytać książki, nic nie wspominając o miłości do chlania piwa (jak Zakk Wylde), polowaniach (vide James Hetfield) czy innych typowo męskich zajęciach. I to mają być muzycy tego wielkiego Trivium, zespołu uważanego za największą nadzieję amerykańskiej sceny thrash/heavy metalowej? Tak przynajmniej twierdzi dziś znaczna część dziennikarzy metalowych na całym świecie… i, choć z lekkim sceptycyzmem, niżej podpisany. Choć wyglądają niepozornie, członkowie Trivium dają się lubić. Choćby z tego powodu, że zamiast Bogu dziękują w książeczce Metallice i Iron Maiden… Ale do rzeczy. Od razu może przyznam, że nie słucham "The Crusade" na kolanach i nie traktuje jako jakiegoś objawienia. Trzeba jednak przyznać, że jest to krążek co najmniej dobry. Początek jednak rozczarowuje – "Ignition" to numer raczej przeciętny i obdarzony do tego jakimś takim, moim zdaniem, zbyt cukierkowatym refrenem. Dlatego też proponuje rozpocząć swoją przygodę z albumem od drugiego na playliście, metallikowatego "Detonation". Właśnie – Metallica! Twórcy "Master Of Puppets" mogą być śmiało uważani za głównych "nauczycieli" Trivium. Ich wpływ słychać w warstwie instrumentalnej (gitary!) i zwłaszcza wokalnej. W prawie każdej wyśpiewanej przez Matta Heafy’ego nucie słychać, że ma słabość do głosu Hetfielda. Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie to duży plus. Cieszą także (dość znikome – przyznaje) inspiracje Slayerem. Piskliwe, grane wajchą, solówki w "Detonation" i "To The Rats" (tu "Zabójca" jest słyszalny też w zwrotkach) kojarzyć się mogą z grą Kerry’ego Kinga. W wolniejszych momentach, np. w "And Sadness Will Sear", "Contempt Breeds Contamination" czy "The Rising" pobrzmiewają nawet echa Paradise Lost z okresu "Draconian Times". Do grona "inspiratorów" Trivium doliczyć trzeba jeszcze Iron Maiden. Przyznacie chyba, że może z tego wyjść całkiem smakowita mieszanka. I tak też jest. Mnie osobiście zespół "bierze" szybszymi kawałkami. Wspomniane już "Detonation", "Tread The Flood" i "Anthem (We Are Fire)" z pewnością staną się tym czym "Master Of Puppets" jest dla Metalliki, "Fear Of The Dark" dla Ironów czy "Pszczółka Maja" dla Zbyszka Wodeckiego. Nie można przecenić także umiejętności muzyków. Zresztą fantastyczny popis swojego warsztatu cały kwartet daje w wieńczącym album, instrumentalnym numerze tytułowym. Słuchając tego aż s wierzyć się nie chce, że gra to zespół, w którym średnia wieku wynosi jakieś 21 lat! "The Crusade" z pewnością nieźle namiesza w podsumowaniach roku. Czy jednak, jak chcieli by to widzieć niektórzy dziennikarze, stanie się albumem klasycznym, z łezką w oku wspominanym za kilka(naście) lat? Tego nie wiem i byłbym raczej w takich ocenach ostrożny. Myślę też, że o wielkości Trivium dowiedzie dopiero ich kolejny krążek. Oby tylko, jak ich bohaterowie z Metalliki, nie odkryli w sobie do tego czasu miłości do country i Marianne Faithfull…
Lista utworóó
1. Ignition
2. Detonation
3. Entrance of the Conflagration
4. Anthem (We are the Fire)
5. Unrepentant
6. And Sadness Will Sear
7. Becoming the Dragon
8. To The Rats
9. This World Can’t Tear Us Apart
10. Tread the Floods
11. Contempt Breeds Contamination
12. The Rising
13. The Crusade
Ocena: 8/10
