Metal Doctrine Festival IV

(4 września 2022, napisał: Pudel)


Metal Doctrine Festival IV

Bytom, który jest przecież naprawdę sporym miastem, od wielu lat jest taką trochę koncertową pustynią na mapie Górnego Śląska. Działa tu owszem niewielki i sympatyczny klub Gotyk, ale to miejsce na małe imprezy, był przez kilka lat jakiś squat i w zasadzie tyle. Kilka lat temu można było jeszcze na dniach miasta zobaczyć hordy typu Ira czy Oberschleisen, ale nawet i tego już nie ma. To już w pobliskich, a znacznie mniejszych Piekarach dzieje się więcej, za sprawą prężnie działającego ośrodka kultury Andaluzja… Tak więc wieść, że organizowany przez Marka z Offence, Witchfuck itd. (w tym roku z pomocą Black Silesia prod.) Metal Doctrine przy okazji czwartej edycji zawita właśnie do Bytomia bardzo mnie ucieszyła. Ten festiwal ma jakimś tajemniczym sposobem pod górkę praktycznie za każdym razem – a to komus „sataniści” przeszkadzali, a to przeniesienie z open air do klubu w ostatniej chwili – w tym roku zupełnie niepotrzebny cyrk zafundowali muzycy Kata z Romanem stawiając organizatorów w sytuacji nie do pozazdroszczenia na niedługi czas przed imprezą. No ale udało się…

 

Budynek poczty, w którym impreza miała miejsce od razu mi się spodobał, ale też lekko zaniepokoił – gołe ściany i wysoki sufit to nie jest najlepsze rozwiązanie akustyczne – na szczęście dźwiękowcy stanęli na wysokości zadania. Sama sala jest całkiem spora, trochę mogło zdziwić umiejscowienie sceny, w rogu klubu (coś jak krakowska Fabryka), ale miało to swoje plusy – dźwięk nie miał gdzie się odbijać, zaś pozostałą część sali wykorzystano na stragany z płytami i merchem (a stawiło się wielu liczących się graczy z branży, więc było w czym wybierać) oraz bar.

 

11111Koncert rozpoczął się o 14:00, dla jeszcze niezbyt szczelnie wypełnionej sali. Zaczęło dowodzone przez Fulmineusa (obecnie tylko wokal, dawniej bas) Dimidium Mei. Panowie wyszli i brzydko mówiąc, zajebali tak, że cały czas jestem pod wrażeniem. Początki tej kapeli nie były jakieś wybitne (choć gitarowo to zawsze była klasa), teraz muzycy w zmienionym składzie grają inaczej, bliżej pierwszej fali black metalu, mocno podszytej punkiem. Taka muza to to koncertowy samograj a i wykonawczo wszystko się zgadzało. Do tego panowie prezentują się jak Judas Priest na sterydach. Mega występ, i szkoda, że tak szybko się skończył.

 

Bez zbędnych ceregieli (ten sam bębniarz) zainstalował się Witchfuck. Muza niby podobna, brudny blak’n’roll, ale jednak zagrana inaczej, gęściej. Nowy album to rzecz o klasę lepsza od wcześniejszych wydawnictw. Wciąż nie do końca mnie to przekonuje, ale na żywo dobrze to gada, publika zadowolona. A i ja potupałem nóżką. a koniec na scenie pojawili się Krzysztof Pistelok i Titus i zagrali z zespołem „Noce Szatana” Kata. Wyszło to troszkę nieskładnie, ale z jajem i powerwem – na koncercie super.

 

Następni w kolejce byli gospodarze z Prosecutor. Zespół wrócił niedawno z całkiem przyzwoitym albumem, w sobotę usłyszeliśmy jednak w całości pierwszy album, „Krew czarnej ziemi”. I wypadło to doskonale. Widać było, że specjalnie na ten występ zlazło się trochę weteranów, ale dobrze bawili się wszyscy – zespół dał z siebie wszystko. To jest jednak dosyć trudniejszy thrash, ale szło do przodu elegancko, zaś kawałki w rodzaju otwierającej koncert „Dyktatury mózgu”, „Pustyni śmierci” czy zagranego na finał tytułowego numeru wypadły doskonale. Polecam mieć ten zespół na uwadze, bo panowie zdecydowanie nie odcinają kuponów, tylko grają naprawdę dobrze i sprawnie – zero geriatrii, porządne granie.

 

Czwarty w kolejce Sex Mag narobił sporo zamieszania swoimi oldschoolowymi wydawnictwami, znów zawierającymi pierwszofalowy black. Ostra łupanka, konkretnie i na temat. Do tego „show” w starym stylu (pelerynka wokalisty <3) porwały zwłaszcza młodszą część publiki do zabawy. Może koncertowo jeszcze się panowie muszą troszkę wyrobić, ale nadrabiają energią i entuzjazmem – i  ludzie to kupują.

 

Jako piąty zaprezentował się Titus, wspomagany przez dwójkę młodych gniewnych. Jedyna płyta projektu Titus Tommy Gun sprzed 13 lat jest dosyć straszna, wczoraj jednak poleciał głównie premierowy materiał i o ile przy produkcji nic nie zostanie (zostało?) zmiękczone, to jest na co czekać – fajny speed metal, jakby Motorhead zmiksować z Raven. Do tego zero gwiazdorki i covery „The One to Sing the Blues” pana Lemmiego i „Whiplash” Metalliki. No nie było się do czego doczepić. Fajnie, że Titus szykuje coś nowego pod tym szyldem, bo gość ewidentnie w swojej macierzystej formacji się marnuje od lat.

 

Fanem Deus Mortem nie jestem i już raczej nie zostanę, ale ich występ był bardzo dobry, ludzie zachwyceni, zebrała się na nich też pod sceną chyba największa publika tego dnia (ogólnie frekwencja była zupełnie przyzwoita, choć organizatorzy pewnie liczyli na więcej). No coś mi w tym graniu nie leży i już, jednak przyznać należy, że to jest klasa światowa. Zagrany pod koniec „Destroyer” sprawił, że nawet ja zbliżyłem się do sceny.

 

Infernal War to koncertowa maszyna, tu lipy być nie mogło – i oczywiście nie było. Przekrojowy set (choć tym razem bez polskojęzycznych klasyków), oczywiście mi najbardziej ryj się cieszył przy numerach z „Terrorfront”. Był też nowy numer, no i cóż – jest na co czekać.

 

22222No i na koniec Bombers. Można się śmiać z Abbatha, wypominać pijackie wyskoki (taka dygresja – to w dużej mierze jednak „wina” smartfonów – czy ktoś bojkotuje Paradise Lost, bo Holmes na Metalmanii 20 lat temu wystąpił napierdolony jak szpadel?), jednak ten gość to rock’n’roll w postaci czystej. Do tego masa humoru i dobrej energii. Poleciały same klasyki Motorhead, były pomyłki, jakiś niedośpiewany wers czy coś, ale power szedł ze sceny taki, ze to było zupełnie nieistotne. Muzycy grali zdecydowanie szybciej niż Motorhead w ostatnich latach i te kilkanaście numerów przeleciało nie wiadomo nawet kiedy. Były to głównie starocie, tak do Orgasmatron włącznie, w tym wspaniały „Deaf forever” (grany swego czasu przez The No-Mads), „Killed by death”, „Damage case” i wiele innych klasyków, których nie ma nawet sensu tu wymieniać. Po niszczącej wersji „Overkill” było wiadomo, że to już koniec, choć chyba nikt by nie marudził, jakby to jeszcze z godzinę potrwało.

 

Ogólnie impreza w pełni udana – wszystko na czas, znajomych mord masa, koncerty co do jednego bardzo dobre. Można oczywiście marudzić, że kible to wyłącznie toi toie, że piwo 0,4, nie z najwyższej półki i drogie, że nagłośnienie jednak nie idealne, ale jakie to ma znaczenie, jeśli chyba wszyscy wyszli stamtąd zadowoleni? Ja się dosłownie od lat tak dobrze nie bawiłem na koncercie, czekam na kolejne edycje, bo mimo wszystkich przeciwności losu Metal Doctrine staje się ważnym punktem na koncertowej mapie Polski.

divider

polecamy

Pincer Consortium – Geminus Schism Ironbound – Serpent’s Kiss Königreichssaal – Psalmen’o’delirium Meat Spreader – Mental Disease Transmitted by Radioactive Fear
divider

imprezy

Tribute To Seattle – 13. edycja grunge’owego hołdu w Gdyni Machine Head i Fear Factory w Katowicach Katatonia w Warszawie – koncert w Progresji Dosgamos w Krakowie – groove metal prosto z Włoch Drown My Day i Awakening Sun w Krakowie – I Am More 2025 Tour Tankard, Defiance i Accu§er w Jablunkovie – thrash metalowa uczta tuż przy polskiej granicy Forever Nu! Festival 2025 – hołd dla legend nu metalu w Krakowie Kierunek: Północ – Taake i goście na trzech koncertach w Polsce Death Confession 1349 i ich goście w Krakowie Unholy Blood Fest IV – Toruń Furor Gallico w Krakowie EXEGI MONUMENTUM tour HOSTIA mini trasa koncertowa koncerty Mercurius Wizjonerzy z Blood Incantation wystąpią w Warszawie i Krakowie! The Unholy Trinity Tour 2025
divider

patronujemy

Trzecia płyta ATERRA Narodowy spis zespołów – Artur Sobiela, Tomasz Sikora Premiera albumu „Szczodre Gody” Velesar NEAGHI – Whispers of Wings Taranis „Obscurity” ROCK N’SFERA 5 ATERRA – AV CULTIST ‚Chants of Sublimation’ Trichomes – Omnipresent Creation
divider

współpracujemy

Deformeathing Prod. Sklep Stronghold VooDoo Club MORBID CHAPEL RECORDS Wydawnictwo Muzyczne Pscho SelfMadeGod Godz Ov War
divider

koncerty