Black Blood of the Earth – Bleak Light, Fervent Dark
(25 czerwca 2022, napisał: Prezes)
Black Blood of the Earth znałem dotychczas tylko z nazwy. Pamiętam, że kilka lat temu Paweł wypowiadał się na naszył łamach o ich pierwszej EPce („Wave of Cold”) dość entuzjastycznie, nie sprawdziłem ich wtedy – wszystkiego przecież słuchać się nie da. W pamięć zapadła mi też okładka tamtego wydawnictwa, niby bardzo prosta, a jednak miała w sobie to „coś”. Od tamtego czasu minęło już jednak dziewięć lat, kiedy więc dostałem do odsłuchu „Bleak Light, Fervent Dark” myślałem z początku, że to jakiś nowy twór, dopiero po czasie wszystko ułożyło mi się w jedną całość… Materiał ten to pełna, trwająca trzy kwadranse debiutancka płyta, wydana 13 lat po założeniu zespołu. Czekać przyszło nam zatem naprawdę długo, ale było warto. Dostaliśmy album przemyślany, świetnie zaaranżowany, ciekawy, długimi momentami nawet porywający. Zespół cały czas obraca się w klimatach melodyjnego death/doom z lat 90. Duch wczesnego Paradise Lost, Katatonii, czy choćby fińskiej sceny z Sentenced na czele jest tutaj obecny i dość wyraźny. Wiadomo, że tego typu granie nie jest dzisiaj specjalnie popularne, ale to na pewno nie brak konkurencji sprawia, że „Bleak Light, Fervent Dark” tak mi się spodobał. To po prostu bardzo dobry, interesujący muzycznie i działający na emocje album. Dostajemy tu całą masę świetnych riffów, chwilami mocno bujających i zapadających w pamięć. Są też oczywiście znakomite melodie – melancholijne, depresyjne, w żadnym wypadku nie przesłodzone, ale jednak chwytające za serce. Dobrze wypada tu też dynamika całości, nie ma miejsca na jakieś zamulające mielizny – obok wolniejszych motywów pojawiają się też szybsze, a nawet mocno agresywne, jak chociażby w „Dusk and Decay”. Do tego dostajemy jeszcze klasyczny, ale idealnie wpasowujący się w konwencję deathdoom metalu zawodzący growl i świetną wyrazistą, bardzo żywą i soczystą produkcję. Jeśli dodać do tego wszystkiego jeszcze przeróżne smaczki pojawiające się tu i ówdzie, jak chociażby akustyczne gitary, czy nawet tła instrumentów dętych, to mamy już praktycznie pełny zarys ich twórczości. Żeby od tego zarysu przejść jednak do szczegółów potrzebne jest dobre kilkanaście wnikliwych przesłuchań, zaręczam jednak, że nie będzie to czas stracony. Jeśli o mnie chodzi jest to jeden z lepszych materiałów w tym gatunku, jakie słyszałem w ostatnich latach. Mam nadzieję, że na kolejny album Black Blood of the Earth nie przyjdzie nam czekać kolejne kilkanaście lat.
PS. Okładka znowu bardzo prosta i jak dla mnie chyba mniej udana niż ta z EPki, ale to już widzicie powyżej ;)
Wyd. Art of the Night Productions, 2021
Lista utworów:
1. Cold Daylight
2. Grey Cobweb Veil
3. The Fog Descends
4. The Dying Sun
5. October
6. Dusk and Decay
7. Drowning
Ocena: +8/10