Codex Nero – The Great Harvest of Death
(15 kwietnia 2022, napisał: Prezes)

Na pewno zauważyliście, że my Polacy mamy często kompleks „polskości”. To co polskie wydaje się nam zazwyczaj tandetne, mało warte, po prostu gorsze od zagranicznego (niezależnie od tego czy tak faktycznie jest czy to tylko wyssane z palca wymysły). Ostatnio może coś w tej materii powoli zaczyna się zmieniać, ale generalnie tak w minionych latach było. Na całe szczęście ta przypadłość zupełnie nie dotyczy sceny metalowej. Wręcz przeciwnie – „polski metal” to zazwyczaj synonim jakości. Trudno jednak uważać inaczej, skoro u nas naprawdę wychodzi cała masa znakomitych materiałów, a jeszcze co chwila pojawiają się jacyś ciekawi debiutanci. Tak właśnie jest z tajemniczym Codex Nero, który wyskoczył nie-wiadomo-skąd, w składzie ma nie-wiadomo-kogo i przyjebał znienacka pełnym albumem „The Great Harvest of Death”… albumem świetnym dodajmy! Nie będę spekulował na temat tego, kto też może stać za tym projektem, ale z pewnością są to osoby doświadczone. Jakoś ciężko byłoby mi uwierzyć, że muzykę tak złożoną, wielowątkową i jednocześnie spójną stworzyli muzyczni nowicjusze. Muzyce Codex Nero najbliżej jest chyba do black metalu, chociaż wyraźne zapożyczenia z innych stylów (głównie death metal, choć nie tylko…) także są tutaj słyszalne. Mamy tu przede wszystkim zróżnicowane tempa, od zupełnie szybkich, szaleńczych aż po wolne, majestatycznie toczące się i zahaczająco o jakieś rytualne klimaty. Mam wrażenie, że muzycy cały czas żonglują tutaj dynamiką, odpowiednio dawkując napięcie, dzięki czemu ten materiał jest tak różnorodny i nie ma prawa się znudzić. Świetnie też wygląda tu praca gitar: obok potężnych, majestatycznych riffów funkcjonują jakieś melancholijne pasaże, dziwne dysharmonie, ale też porywające niemal melodyjne motywy. Wszystko to zanurzone jest w lepkiej, mrocznej atmosferze, która hipnotyzuje, wciąga i mocno angażuje słuchacza. Do tego jeszcze te bezduszne wokale, przypominające nieco to co robi pan M. w Mgle i Kriegsmaschine… Generalnie materiał ten nie jest jakoś wybitnie innowacyjny, można by na siłę poszukać jakichś analogii do wspomnianej właśnie Mgły, czy chociażby Blaze Of Perdition, moim zdaniem jednak unoszący się nad tą płytą klimat napięcia i niepewności sprawia, że mamy do czynienia z czymś naprawdę interesującym.
Na koniec warto wspomnieć jeszcze, iż album ten zasługuje na brawa nie tylko w sferze muzycznej, ale brzmieniowej i wizualnej także. Produkcja jest na wysokim poziomie, gitary brzmią soczyście, bębny są żywe i dynamiczne, jedynie momentami blachy wydają mi się trochę syntetyczne (np. w „The Unborn Spirit Awakens”). Graficznie też nie ma za bardzo się do czego przyczepić – klimatyczne grafiki, zgrabna wkładka na błyszczącym papierze – widać LIBER KHAOS Productions (personalnie powiązany chyba z Codex Nero) nie robi rzeczy na pół gwizdka… Kończąc – jak dla mnie jeden z lepszych debiutów zeszłego roku.
PS. Najlepszy na płycie to moim zdaniem porywający „Terra Nullius” z niemal punkowym motywem pod koniec – znakomite!
Wyd. LIBER KHAOS Productions, 2021
Lista utworów:
1. Khaos Vortex
2. Terra Nullius
3. Spiritual Hibernation
4. Transmutations Code
5. The Unborn Spirit Awakens
6. Pestis
7. Misanthropy
8. Mavrisma
Ocena: +8/10
