The No-Mads – Przemek, Sylwia
(13 września 2006, napisał: Jacek Walewski)

O The No-Mads zrobiło się ostatnio dość głośno na naszej krajowej scenie. A wszystko to za sprawą "Deranged", ich najnowszego albumu. Trudno się dziwić zainteresowaniu metalowych mediów kapelą Przemka Latacza, gdyż tak spontanicznego i dopracowanego technicznie thrash metalu dawno już nie słyszałem na polskim podwórku. Gdy do tego dochodzą jeszcze inspiracje Kreator, Testament czy Destruction osobiście jestem w stanie uznać Ich, obok Horrorscope i Bloodthirst, za największą nadzieję naszej sceny… Poniżej macie wywiad z liderami zespołu: Przemkiem (gitara) i Sylwią Papierską (wokal), którzy opowiedzą Wam m.in. o "brudzie" w muzyce, nowych kawałkach grupy i jedynym prawdziwym stylu… ubierania się.
Cześć! Jest mi bardzo miło, że mogę z Wami "porozmawiać". Zacznijmy może dość standardowo – od Waszej biografii. Jesteście zespołem dość młodym, istniejecie dopiero siedem lat. Udało się Wam jednak w ciągu tego czasu nagrać cztery demówki i dwie duże płyty. Sami chyba przyznacie, że, jak na warunki panujące w naszym kraju, jest to wynik bardzo dobry. W jaki sposób The No-Mads udało się go osiągnąć? Uchodzicie chyba na scenie za muzycznych przodowników pracy.
Przemek: Dopiero, czy aż siedem lat? Sam nie wiem czy to dużo, czy mało… A za następców Pstrowskiego nie wiem czy możemy uchodzić, hehe… Wiesz, najważniejszy jest balans pomiędzy zabawą i pracą. Robienie muzyki i granie koncertów sprawia nam radość, do tego trzeba szanować pracę z której się utrzymujesz i pogodzić to wszystko. Najważniejsze, żeby nie przegiąć w żadną stronę, bo to szkodzi i muzyce i muzykom.
Wasz obecny skład trochę się różni od tego, który zakładał zespół. Czy mógłbym naciągnąć Cię na pewne wspomnienia dotyczące pierwotnego line-upu grupy?
Przemek: Przez długi czas zmieniali się tylko basiści. Z Gwizdkiem, jednym z założycieli kapeli grałem w latach 90-tych w thrashowym Screamie. Podpisaliśmy wtedy kontrakt z Loud Out Records i w 1994 roku wyszedł materiał "Ciemne strony ludzkich dusz". Całkiem sympatycznie wspominam te czasy… Odejście Gwizdka z The No-Mads przebiegło w przyjaznej atmosferze. Po prostu pewnego dnia stwierdził, że brakuje mu już czasu na muzykę i ściąga nas w dół. Zachował się uczciwie i po męsku. Potem był Adam, który był tak cichy i spokojny, że niewiele o nim mogę powiedzieć. A teraz mamy skarb w postaci maestro Jędrzeja, który nagrywał już debiutancki krążek. Ostatnia zmiana to rozstanie z drugim wioślarzem ponad rok temu. Jacek też był z nami od samego początku i oprócz grania był ogromnie zaangażowany w sprawy kapeli. Potem stopniowo przechodził w stadium nie przychodzenia na próby, co naturalnie było słychać w jego grze, bo w domu też nie ćwiczył. Nie widział też w tym żadnego problemu.
Przełomem w Waszej działalności, jak sami kiedyś stwierdziliście, było opublikowanie kawałka "War" na składankach we Włoszech i w krajach Azji południowo-wschodniej. Jak udało Wam się umieścić swoją kompozycję na tak orientalnych wydawnictwach?
Przemek: W tej chwili nie pamiętam dokładnie szczegółów, bo to był czas rozsyłania flyersów po zinach i uczenia się przez nas Internetu i nie jestem w stanie powiedzieć, która składanka była wynikiem korespondencji mailowej i powstania strony zespołu, a która dzięki zaangażowaniu łańcuszka ludzi, którzy rozsyłali nasze flyersy. Dostaliśmy propozycje i skorzystaliśmy bez wahania! Do dziś istniejemy w świadomości thrashers na Dalekim Wschodzie! Wkrótce ukaże się licencyjne wydanie "No Hush Till Thrash" wzbogacone, a jakże, o bonusy i nieco zmienioną szatę graficzną. Płyta będzie dostępna w Tajlandii, Singapurze, Malezji i prawdopodobnie Indonezji. Najpewniej parę egzemplarzy trafi na Tajwan i do Japonii.
Wiesz, "Deranged" uważam za jeden z najlepszych polskich metalowych albumów ostatnich lat. Jedyną z rzeczy, którą trochę mi się na nim nie podoba to brzmienie, które uważam za trochę zbyt wygładzone. Czy zgodzisz się ze mną?
Przemek: Dzięki! Natomiast musiałbym wiedzieć konkretnie, która z rzeczy wydaje Ci się wygładzona, bo w studiu nie robiliśmy żadnych zabiegów czyszczących, czy wygładzających. Brzmienie bębnów jest autentyczne, tak samo jak wokal, czy gitary i bas. Wiesz, ja też nie jestem zwolennikiem sterylności w muzyce. Lubię brud, ale taki, który coś wnosi. Jeżeli zagram nieczysto akord, ale to brzmi i dodaje pazura do wałka, nie poprawiam tego. To samo tyczy się przypadkowych sprzężeń itp., itd. Cały czas pracujemy nad brzmieniem i na nowej płycie będzie słychać, że zrobiliśmy kolejny krok naprzód. Na etapie "Deranged" po prostu nie było nas stać na sprzęt, który mamy teraz. A i tak nie używaliśmy symulatorów, emulatorów brzmień i innego takiego gówna. Zarówno piec pod gitarę i pod bas to były lampowe sprzęty studyjne.
Ponoć w chwili obecnej pracujecie nad klipem do "The Day After". Czy mógłbyś powiedzieć mi coś o tym projekcie? Co będziemy mogli zobaczyć na Waszym pierwszym w historii teledysku?
Przemek: Teledysk jest już gotowy! Można go ściągnąć z naszej strony www.thenomads.metal.pl i z portalu metalpromo.com w wysokiej jakości. Można też go zobaczyć na stronie Metal Mind, Onecie i Interii oraz w niemieckiej Hardline TV. Oprócz ujęć kapeli są wstawki fabularne. Mniej więcej chodzi o to, że gramy w bunkrze ukrywając się przed jedynie słusznym systemem. Z naszej próby jest nielegalna transmisja telewizyjna, a hacker przesyła obraz i dźwięk na wszystkich częstotliwościach TV. Oczywiście nie podoba się to władzy, więc posyłają za nami tajnych agentów… A jak to się skończy, zobacz sam, hehe!
Na "Deranged" teksty są pisane po angielsku i niemiecku. W waszym ojczystym języku jest tylko jedna zwrotka w "I Am Your God Part II". Czy zdecydujecie się kiedyś nagrać kawałek w całości napisany w polskiej mowie? Myślę, że mogło by zabrzmieć to interesująco. Jak myślicie – dlaczego w ogóle tak mało polskich ekip metalowych śpiewa w ojczystym języku?
Sylwia: Język polski nie należy do najłatwiejszych w wymowie kiedy musisz śpiewać dość szybko. Wszystkie szeleszczące głoski nakładają się, a wtedy wyraz traci na poziomie zrozumienia wypowiadanych słów i estetyki brzmienia. Pierwotnie utworem polskojęzycznym miał być "Violence Riddled", ale w studiu okazało się, że efekt nie jest dla nas zadowalający. Napisałam więc angielską wersję i utwór od razu zyskał na estetyce i dynamice. Ja cały czas marzę o płycie, która byłaby w większości napisana po niemiecku. Zawsze uważałam, że ten język jak żaden inny najlepiej pasuje do szybkiego, żrącego thrash metalu!
Przemek: Poza tym, śpiewając tylko po polsku zamykasz się we własnym kraju, gdzie są tylko trzy liczące się wytwórnie, koncerty są odwoływane, a metal w świadomości ogółu to zjawisko patologiczne.
Słuchając Waszej ostatniej płyty, szczególnie takich utworów jak "Thrash Alkoholisation" czy "The Caprice", odnoszę wrażenie, że nie brak Wam dużego dystansu do własnej twórczości. Jakie jest Wasze zdanie o kapelach, które ideologię, jaką propagują w tekstach, traktują śmiertelnie poważnie i uważają za priorytet? Weźmy na przykład liczne hordy blackmetalowe, których członkowie w wywiadach często potwierdzają, że to ich teksty i satanistyczna propaganda są dla nich najważniejsze, a nie muzyka.
Przemek: Skoro im z tym dobrze, to niech się chłopcy bawią, hehehe! Jeżeli dla muzyka coś jest ważniejszego niż muzyka, to w tym momencie strzela sobie gola do własnej bramki!
Rock i metal to muzyka, gdzie wychodzi się na scenę tylko wtedy, gdy ma się coś do powiedzenia – z tym się zgadzam, ale musi to być poparte warsztatem, bo inaczej zrobi się z tego happening lub kabaret, a to już inna forma sztuki, więc jej miejsce jest gdzie indziej i nie należy utożsamiać tego z muzyką. A z black metalu uwielbiam i szanuję Venom!
Sylwia: Nie przywiązuję wagi do przekazu zawartego w tekście, tzn. chodzi mi o to, że nie zamierzam nikogo pouczać, ani nawracać. Pisząc zawieram z tekście własne refleksje na bieżące, krążące wokoło tematy, np. wspomnienie z ostatniej imprezy, albo emocje związane z kolejną bezsensowną wojną widzianą w telewizji. Bardziej zależy mi na tym, aby mój tekst współgrał z resztą instrumentów i był integralną częścią całego utworu. Najważniejsze, żeby kopał po dupskach!
Wy także jednak, podobnie jak blackmetalowcy, nie przepadacie za chrześcijaństwem, czego można dowiedzieć się choćby z liryku do "Mercyful Hate"…
Sylwia: Utwór "Mercyful Hate" opowiada o widocznej wszędzie hipokryzji ludzi uważających się za chrześcijan. Zwracam w nim uwagę na to, jak łatwo przychodzi im łączenie zawiści, niechęci, nietolerancji itp… z coniedzielnym bieganiem do kościoła.
Przemek: Powiem za siebie. Nie mam nic do chrześcijaństwa. Natomiast wynaturzenie Kościoła Katolickiego a zwłaszcza to w Polsce napawa mnie obrzydzeniem. Trudno to ignorować.
"Deranged" wydała niemiecka Shark Records. Jak układa się Wam współpraca z tą wytwórnią?
Przemek: Jak do tej pory wszystko przebiega w zgodzie z tym, co zostało zapisane w kontrakcie. Pożyjemy, zobaczymy… Gór złota nikt nie obiecywał, a poza tym widziały gały co brały, hehe.
Dystrybucją Waszej ostatniej płyty w Polsce zajmuje się Metal Mind. Jest to dość kontrowersyjna firma na naszym rynku. Wiele Waszych kolegów ze sceny narzekało na współpracę z Tomkiem Dziubińskim. Ciekaw jestem jak Wam na razie układa się z tym, co by nie mówić, "ojcem chrzestnym" polskiego metalu?
Przemek: W ogóle nie mieliśmy z nim kontaktu. Naszymi sprawami, a właściwie wydania licencyjnego "Deranged" zajmują się wyznaczone osoby z Metal Mindu i jak dotąd nie narzekam na brak przepływu informacji – pojawiliśmy się w Metal Hammerze, są umawiane wywiady w rozgłośniach radiowych, jest mailing z promocyjnymi CD, pojawiają się recenzje, a klip umieścili na kilku portalach w ciągu 24 h… Wiesz, nie było żadnych obietnic tylko fakt wydania licencji, a że jest wokół tego szum, to przecież nic tylko się cieszyć. My się rozliczamy z Sharkiem.
Gracie koncerty nie tylko w Polsce, ale także Niemczech czy Czechach. Jak tam przyjmowana jest Wasza muzyka?
Przemek: Wszystkie te koncerty były zajebiste! W Czechach publiczność jest bardziej statyczna niż u nas. Też się bawią, ale trochę inaczej. Niemiecka publiczność nas ogromnie zaskoczyła – rzeź i masakra! Chyba mieliśmy szczęście, bo Niemcy słyną raczej z oszczędnych reakcji.
Sylwia: Scena niemiecka ma silne thrashowe korzenie. Do dziś, w przeciwieństwie do Czech, czy Polski thrash metal jest tam bardzo popularny. Tak, w Niemczech jest zdecydowanie najlepiej!
Koncertowanie z tylko jednym gitarzysta musi być chyba niełatwe. Dlaczego po odejściu Jacka postanowiliście pozostać kwartetem?
Przemek: Tak jak powiedziałem wcześniej, Jacek stopniowo odchodził od kapeli, więc my jako kwartet mieliśmy przearanżowane utwory na jedną gitarę na długo przed definitywnym rozstaniem. Okazało się wówczas, że muzyka przybrała na mocy, a do tego bas Jędrzeja został wyeksponowany, a przecież chłopak wymiata takie rzeczy, że mózg w poprzek staje! Poza tym, nie muszę sobie zawracać głowy opinią drugiego wioślarza, przez co szybciej powstają nowe utwory. Przestaliśmy mieć jakiekolwiek opory, gdy dowiedzieliśmy się, że m.in. za to chwalił nas Angelripper.
Pare miesięcy temu zagraliście na wrocławskim Hall of Metal Festival u boku m.in. Sodom i Metalmanii 2006. Jak podobały się Wam te imprezy? Szczególnie o tej pierwszej słyszałem różne, często dość skrajne, opinie.
Przemek: Zagrać na z jednymi z najważniejszych zespołów thrashowych w historii to było nasze marzenie! A z Holy Moses?! Zawsze nas do nich porównywano. Holy zresztą dali świetny koncert! A gdy po koncercie poszliśmy razem na piwo i Sabina nazwała Sylwię swą "młodszą siostrą"?… To było niesamowite! Natomiast organizacyjnie – kicha! Polskie zespoły są przyzwyczajone do ściem i robienia w wała. My akurat mieliśmy szczęście, bo nasza kapela dostała zwrot kosztów, natomiast dla Niemców… Oni byli w szoku! Kapele o takim statusie i doświadczeniu, tysiące zagranych koncertów! Nie mogli sobie wyobrazić tego, że mimo podpisanych umów mogą nie dostać pieniędzy! Zaproponowano im ochłapy, bo kapele dostały przeciętnie po 50-60% gwarantowanej stawki i to po szantażu wymuszoną "przerwą techniczną". Holy Moses nie mieli za co wrócić do Hamburga! Dosłownie policzek w twarz! Na zakończenie w wyrazie polskiej gościnności ktoś ukradł na backstage`u kamerę video wokaliście Fatal Embrace. A Metalmania to było zaskoczenie! Mała scena bardzo dobrze przygotowana. Dobry sprzęt i dobry akustyk. Zaciemniony korytarz, żeby światła od rana dawały efekt. Chyba zdarzyło się to po raz pierwszy. Grało nam się zajebiście, tylko zdecydowanie za krótko! Mieliśmy komplet pod sceną, bo w czasie naszego występu na dużej scenie nikt nie grał. Znów uśmiechnęło się do nas szczęście…
Podczas wrocławskiego festiwalu graliście jako support dla m.in. Sodom, Assassin czy Holy Moses, czyli kapelami, które dla wielu są po prostu muzycznymi guru. Z jakimi formacjami marzą się Wam jeszcze koncerty?
Przemek: Jedno z marzeń wkrótce się spełni! Zagramy z Destruction 12 września w Warszawie! Chętnie zagrałbym razem z Testament i… przed Slayerem! Choć to drugie wymaga ogromnej odwagi, hehe! Marzy mi się też trasa z Holy Moses. Nie "odfajkowuję" koncertu przed gwiazdą szukając następnej. Odpowiada mi ich muzyka, goście są przesympatyczni, a Sabina jest nieprzeciętnie inteligentna i ma fajne poczucie humoru. Świetnie nam się gadało!
Sylwia: Czekam na koncert z Destruction!!! Dawniej odpowiedziałabym pewnie, że koncert z Kreator byłby dla mnie spełnieniem marzeń, ale … ten zespół nie posiada już takiej thrashowej klasy, jaką miał 16 lat temu.
W książeczce "Deranged" są podziękowania dla wielu polskich kapel metalowych. Z jakimi krajowymi formacjami najlepiej się Wam koncertuje i układa?
Przemek: Na pewno z krajanami ze Śląska, czyli Horrorscope i Killjoy. Wiesz, znamy się od lat, pograliśmy tu i ówdzie, wypiliśmy trochę piwa, zdarzały się różne historie… To zbliża ludzi. Trochę nam brakuje obecności na scenie Whorehouse z Bay Area Cracow.
Sylwia: Dorzucę jeszcze pamięć o wspólnych gigach z nieistniejącą już sosnowiecką death metalową kapelą Infatuation Of Death. To były naprawdę wielkie imprezy!
Wśród wspomnianych podziękowań znalazłem także pozdrowienia dla Frontside. Jest to jedna z bardziej kontrowersyjnych polskich kapel. Byli u nas jednymi z pionierów metalcore’a, ale często, szczególnie wśród twardogłowych konserwatystów, spotykają się raczej z chłodnym przyjęciem. Jakie jest Wasze zdanie na temat tej grupy i metalcore’a?
Przemek: Graliśmy razem koncert i okazali się fajnymi ludźmi. Powiem szczerze. Nie znam ich muzyki z płyt, ale na scenie byli bardzo przekonywujący. Autentyczni. Podobało mi się! Nie znalazłem u nich tych durnych podziałów, które zmuszają do podskakiwania jak piłeczki ping-pongowe. Weszli na scenę, przyjebali jak należy i zeszli. Konkret! Nie znam innych podobnych kapel, a termin metalcore kojarzy mi się bardziej ze szwedzkim pseudo-death metalem wzbogaconym o wsiowe melodyjki i inne wynalazki rodem z dyskoteki.
Kolejne pytanie jest skierowane bezpośrednio do Sylwii. Patrząc na Twój imidż odnoszę wrażenie, że ukrywasz częściowo swoją kobiecość preferujesz raczej męski typ ubierania się. Zresztą nie darzysz chyba zbytnią sympatią "tradycyjnie" ubierających się metalówek, czemu dajesz wyraz w tekście "False Queens Of Metal". Dlaczego?
Sylwia: Pierwsze metalówy, które widziałam w życiu, a było ich wtedy niewiele, nosiły niebieskie gumy, ramoneski i białe adki. Taki styl zawsze pozostanie dla mnie jedynym, prawdziwym! Nie mam nic do operetkowego nawijania w stylu pań z takich kapel, jak Artrosis, Delight czy Moonlight pod warunkiem, że nikt nie nazywa tego metalem! Bo taki styl grania nie ma nic wspólnego z tym gatunkiem!!! Jeśli chcecie wiedzieć, co najchętniej bym z tym zrobiła posłuchajcie sobie numeru "False Queens Of Metal – Extermination!”
Nim ostatecznie skończymy ten wywiad nie mogę nie spytać Was o nowe utwory, nad którymi ponoć już pracujecie. Od osoby, która słyszała dwa nowe numery The No-Mads podczas Waszego występu na Hall Of Metal Festival słyszałem, że były utrzymane w klimacie numerów Testament.
Przemek: Na pewno nie będziemy kolejnym klonem Testament! Takie świętokradztwo nie przeszło by nam przez instrumenty, hehehe! Myślę, że faktycznie fascynacje i Testament i Destruction będą słyszalne, ale nie dominujące. Do tego trochę naszych nomadsowych patentów. Mamy w tej chwili sześć numerów i jest zarazem różnorodnie i spójnie. Taka niby sprzeczność, ale naprawdę tak jest! Do tego w porównaniu z „Deranged” zdecydowanie dokładamy do pieca!
Sylwia: O tak, będzie szybciej i ostrzej!
Co chcielibyście powiedzieć na zakończenie Naszym czytelnikom?
Przemek: Thrash on! Wspierajcie polskie kapele! Bardziej tego potrzebują, niż zachodnie niejednokrotnie słabsze bandy o stabilnej pozycji. Dzięki za wywiad! Pozdrawiam!
Sylwia: THRASH AND BEER TILL DEATH!
