Elysium – Deadline
(30 listopada 2004, napisał: FATMAN)
O Elysium ostatnim czasy było bardzo cicho, więc możecie sobie wyobrazić jak duże było moje zdziwienie, kiedy dostałem do zrecenzowania „Deadline”.
Na pewno jest to dobre wydawnictwo, ale słuchając go trudno nie oprzeć się wrażeniu, że słowo „innowacja” nie jest zbyt cenione w metalowym światku. Mimo, iż od pierwszego przesłuchania widać, a raczej słychać, że jest to materiał dopracowany i przemyślany trudno jest mi znaleźć w nim coś, co przykułoby mnie do niego na wiele godzin. Jednak z drugiej strony nie mam też się, do czego przyczepić. Kompozycje, mimo iż kopią jak należy, a mimo to drzemią w nich pokłady melodii to jednak nie różnią się drastycznie tym, co prezentuje setka innych naśladowców In Flames. Brzmienie, które grupa osiągnęła w Hendrixie może się podobać. Jednak ile to już kapel opuściło szwedzkie Fredman z podobnym soundem. Trudno jest pisać o takich płytach, gdyż z jednej strony widać, że grupa naprawdę starannie przygotowała się do wydania albumu, ale jednak czy rzetelność i pracowitość można w sztuce chwalić? Czy taka straszną zachowawczość, aby nie powiedzieć wtórność można chwalić? Nie czuję się na siłach odpowiedzieć na te pytania, ale wiem, że niektórzy lubią w kółko słuchać tego samego. Od lat wiadomo, że najlepsze piosenki to, te które już wcześniej się słyszało.
Pewny jestem natomiast tego, że powoli kończy się koniunktura na szwedzki death metal i jak to zwykle bywa zostaną tylko najlepsi. Mam wrażenie, że Elysium może mieć z tym problem. „Deadline” jest na pewno dobrym materiałem, ale ileż można słuchać wariacji na temat tych samych dźwięków?
Lista utworóó
1. Death Dealer
2. Pandemonium Avenue Inglorious Bastards
3. Deadline
4. Natural Predators
5. Serene Neon Ocean
6. Riot Starter
7. Quicksilver Shadow
8. Download Damage
9. How Do You Die (hidden track)
Ocena: +7/10