JINX – DARKNESS IS WORLDWIDE
(22 lutego 2021, napisał: Robert Serpent)

Dziwne przygody towarzyszyły tej płycie w drodze do mnie. Nie będę się wdawał w szczegóły, ale miałem nadzieję, że Rosjan z Jinx będę mógł wrzucić do worka z tymi słuchalnymi zespołami romansującymi z Wings of Destruction, bo jak wiadomo, różnie bywa z albumami sygnowanymi logiem tejże stajni.
Szczerze powiedziawszy, spodziewałem się, że zespół, który ma prawie 20 lat stażu na scenie (wtedy prawie, a teraz już ponad), będzie w stanie sprawić, że zainteresuje się tymże zespołem i ich wcześniejszymi dokonaniami, bo „Darkness Is Worldwide” to już piąty studyjny krążek Jinx. Warto również dodać, że płyta liczy sobie już ponad trzy lata i mówiąc brutalnie i zajebiście szczerze nie jestem zaskoczony, że przeszła raczej nie zauważona.
Panowie wyglądają dość groźnie, całkiem sympatycznie wygląda również grafika albumu, ale co z tego, jak z głośników wylewa się totalnie przeciętna zawartość (że tak najdelikatniej jak mogę to określę). Niestety na tym albumie nie podoba mi się nic (oprócz grafiki), począwszy od samej zawartości muzycznej, a skończywszy na brzmieniu, które jest tak nowoczesne, że na „dzień dobry” zniechęca do obcowania z muzyką znajdującą się na albumie. Nie ma zęba, nie ma pazura, nie ma brudu, nie ma odrobiny duszy, jest czyściutko i nowocześnie do bólu. Totalnie brakuje dołów i chociaż odrobiny wpierdolu.
Jinx porusza się w rejonach thrash/heavy metalu, czasem słychać jakieś wycieczki w stronę death metalu, ale to wszystko jest tak koślawe i słabe, że kolejne próby podejścia do tego albumu kończyły się jeszcze większą chęcią wylania wiadra pomyj na ten krążek.
Niech za najlepszy komentarz posłuży fakt, że jedynym wartym uwagi fragmentem na krążku jest całkiem zgrabnie odegrany cover Destruction „Curse the Gods”, chociaż porównując sobie wersję Rosjan do tej, którą mam w głowie od lat (urywająca łeb u samej dupy mistrzowska wersja Defleshed) i tak wypada średnio.
Nie tak wyobrażam sobie albumy z taką muzyką, całość jest zbyt nowoczesna, zbyt wygłaskana, pozbawiona zupełnie uczucia, dodatkowo wyjątkowo drażni mnie maniera wokalna krzykacza, a takie pitolenie jak żałosny „Silent Willows” dopełnia całości. Takim albumom mówię stanowcze i zdecydowane „nie”. Zakopać i nie przypominać. Żegnam!
p.s. Tak wysoka ocena to zasługa wspomnianego coveru Destruction.
Wyd. Wings of Destruction, 2017
Lista utworów:
1. Elizabeth
2. Voices from the Past
3. Darkness Is Worldwide
4. In Honour of Our Friends
5. Pitiful Existence
6. Silent Willows
7. Curse the Gods
8. Dogs of War
Ocena: 3/10
