OKRÜTNIK – LEGION ANTYCHRYSTA
(5 lutego 2021, napisał: Robert Serpent)
Na wstępie zaznaczę, że czwórka kotlinian ukrywająca się pod nazwą Okrütnik, nie jest dla mnie nazwą anonimową i mimo, że chłopaki młodzi wiekiem, a co za tym idzie również stażem, już „tu i tam” zrobiło się o nich głośno, a przecież „Legion Antychrysta” to pierwszy duży krok (wcześniej były dwa mniejsze) i pierwsze strome stopnie we wspinaczce po szczeblach, że się tak wyrażę, muzycznej „kariery”.
Debiutancki album Okrütnika jest materiałem jeszcze pachnącym świeżością i jest odważnym i zdecydowanym krokiem na naszej scenie. Czemu odważnym? Otóż ciężko wejść ciężkim buciorem razem z drzwiami i futryną grając ten rodzaj metalu. Tutaj nie ma miejsca na błędy i potknięcia i wszystko musi zagrać perfekcyjnie, a porównań do pewnego zespołu na „k” i tak się nie uniknie. Już ten fakt robi zespołowi mocno pod górkę.
Okrütnik nagrał osiem utworów, które trwają łącznie nieco ponad 45 minut i przyznam, że dla mnie album jest nierówny i ma kilka manakamentów, ale z drugiej strony słychać, że ci młodzieńcy mają w sobie potencjał.
Niestety problem główny to kwestia wokali, wkurwia mnie maniera wokalisty, nie podoba mi się i uważam, że materiał dużo traci przez kiepskie wokale. Druga kwestia to brzmienie, jak pisze zespół: „Legion Antychrysta nagrany został własnym sumptem zespołu w prowizorycznym studio gitarzysty, Eryka Kuli, który jest również odpowiedzialny za mix materiału. (…)”.
Nie oszukujmy się, na pewno całość zabrzmiałaby dużo lepiej gdyby zespół wszedł do wypasionego, no dobra, normalnego i profesjonalnego studia nagraniowego. I chociaż nie ma tragedii, to zdecydowanie brakuje mi kopa i jebnięcia w pysk potężnym brzmieniem. Żeby natomiast nie było, że narzekam i szukam w dupie mózgu, muszę przyznać, że „Legion Antychrysta” ma też tzw. „swoje” momenty. Sporo ciekawych riffów zostało poupychane w ten album. Ciężko się przyczepić do solówek gitarowych (oprócz brzmienia), jest felling, jest sporo pomysłów i są umiejętności. Owszem, słychać inspiracje i podobieństwa do tuzów gatunku (tu zaleci stara Metallica, tam usłyszałem Iced Earth, o Kacie już wspominałem), ale tego nie da się uniknąć i jest to naturalne.
Byłbym zajebiście niesprawiedliwym pisząc, że materiał jest do dupy i po chuj został stworzony. „Legion Antychrysta” potrafi rozbujać i słucha się tego całkiem przyjemnie. Co do wspomnianych wokali, wiele zespołów na debiutach w tej kwestii również wypadało średnio. Praca, praca, pokora, może jakieś wnioski i zmiany, a efekty powinny przyjść.
Zastanawia mnie również sens zamieszczania kawałka takiego jak „Portret trumienny, a na grobach kwiaty”, który już ewidentnie zalatuje ekipą z Romanem K. za mikrofonem. Uważam, że obecność tego utworu jest zbędna, chociaż zdaje sobie sprawę, że wielu osobom może przypaść do gustu, a na koncertach, które do kurwy nędzy może wreszcie zaczną się odbywać, pod sceną zabłysną zapalniczki.
Reasumując, Okrütnik wkracza bez kompleksów na scenę, wygląda na to, że chłopaki wiedzą czego chcą i oby nie brakło konsekwencji w dążeniu do celu. Po cichu zastanawiam się jakby album zabrzmiał gdyby został nagrany w profesjonalnym studio i gdyby partie wokali zostały nagrane inaczej. Tak czy inaczej, w chwili obecnej jest to tylko tzw. „gdybanie”, a zobaczymy co przyniesie przyszłość. Wiem również, że album znajdzie spore grono odbiorców, niekoniecznie u fanów ekstremalnych odmian metalu.
Wyd. Ossuary Records, 2020
Lista utworów:
1. Sabat
2. Legion Antychrysta
3. Guślarz
4. Lament księcia czarnej magii
5. Portret trumienny, a na grobach kwiaty
6. Noc galicyjska
7. Czarcie łoże
8. Wrześniowe popołudnie rzeźnika ’52
Ocena: +6/10