Vedonist – Gerhalt

(6 czerwca 2006, napisał: Prezes)


Vedonist – Gerhalt

Cześć Gerhalt! Twoja ostatnia rozmowa z MetalRuleZ miała miejsce w grudniu 2003 roku, czyli już jakiś czas temu. Powiedz, co od tego czasu zmieniło się w obozie Vedonist?

Witaj, Prezesie! Trzeba przyznać, że nie próżnowaliśmy na przestrzeni tych 2,5 roku i włożyliśmy sporo wysiłku w zaznaczenie swojej obecności w podziemiu. W marcu 2004 pojechaliśmy w naszą drugą traskę koncertową w towarzystwie przyjaciół z NeWBReeD i Serpentii, a zaraz potem podpisaliśmy kontrakt z Old Temple na wydanie kawałków z naszego mini-albumu „The First Scream” na splicie z thrash’owcami z Brainwashed. W międzyczasie komponowaliśmy utwory na nasz debiutancki album zatytułowany „Awaking To Immortality”, który ostatecznie zarejestrowaliśmy w pierwszej połowie 2005 w warszawskim DBX Studio. Po licznych negocjacjach z potencjalnymi wydawcami zdecydowaliśmy się podpisać kontrakt z azjatycką wytwórnią Trinity Records Hong Kong i tak, w marcu obecnego roku, nasz debiutancki pełnograj doczekał się oficjalnej premiery. Nie ominęły nas również kolejne rotacje personalne, więc jak sam widzisz, działo się całkiem sporo.

Powiedz, jaki wpływ na obraz muzyki Vedonist miały wspomniane zmiany w składzie zespołu…

Nowi muzycy posiadają znacznie większy potencjał od swoich poprzedników i z całą stanowczością mogę stwierdzić, że personalnie Vedonist nigdy nie prezentował się tak dobrze. Daffy, który zdecydował się na stałe wstąpić w szeregi kapeli (przypomnę, że wspierał nas gościnnie na pierwszej trasie koncertowej), posiada naprawdę świetny, ciężki growl, którego na próżno szukać na naszym demie. Ma duży wpływ na to, co się dzieje w zespole, angażuje się w proces twórczy i wnosi swoje pomysły odnośnie promocji, więc pod każdym względem dystansuje swojego poprzednika, Psychola. Kolejnym nabytkiem zespołu jest znany z gry w warszawskim Hell-Fire Artur „Xan” Grabowski, który zajął wakujące po mnie stanowisko wioślarza. Po tym jak pożegnaliśmy się z basistą Suharem (bas na „ATI” gościnnie nagrał już Stanley z NeWBReeD) i nieudanych poszukiwaniach odpowiednio wyszkolonego technicznie zastępcy, uznaliśmy, że najlepszym rozwiązaniem będzie, jeżeli to ja chwycę za bas i znajdziemy sprawnego gitarzystę na moje miejsce – a o tych znacznie łatwiej, przynajmniej w Warszawie. Xan okazał się znakomitym „transferem” i szybko udowodnił, że nie dość, że doskonale czuje się w obranej przez nas stylistyce, to jeszcze posiada nieprzeciętne umiejętności. O sile nowego składu można przekonać się na naszych koncertach – zapewniam, że dzięki wspomnianym zmianom sztuki Vedonist nabrały zupełnie nowego wymiaru.

Czy wobec tego partie basu, jakie słyszymy na „ATI” są waszego autorstwa, czy daliście na tym polu wolną rękę Stanleyowi? Nie myśleliście o tym, by zaproponować mu stały angaż w kapeli – w takiej sytuacji nie musiałbyś przerzucać się z gitarki na bas…

Daliśmy Stanley’owi wolną rękę, bo wiemy, że jest to niezwykle utalentowany chłopak o niebanalnych pomysłach (wystarczy posłuchać płytki Egoist zatytułowanej „Dead Egg”, na której zajął się wszystkimi instrumentami i do tego jeszcze zaśpiewał, a wszystko stanie się jasne). Okazało się to niezwykle trafnym posunięciem, gdyż bas jest przemyślany i zagrany z finezją, a pierwiastek improwizacji nadaje mu dodatkowego smaku. Nie ukrywam, że po nagraniu „ATI” przyjęlibyśmy Stanleya z otwartymi ramionami, gdyż taki muzyk byłby wzmocnieniem niemal każdej metalowej załogi z polskiego podziemia. Niestety fakt, że mieszkamy ponad 300 km od siebie oraz to, że jednak gramy nieco zbyt brutalną jak dla niego muzykę, z góry przekreśliły taką możliwość. W ostatecznym rozrachunku wszystko ułożyło się jednak dla nas znakomicie, gdyż niezwykle szybko przystosowałem się do gitary basowej, a wzmocnienie wioseł Xanem było posunięciem nad wszech miar trafnym i już nie mogę doczekać się naszego kolejnego, a pierwszego w nowym składzie, albumu.

Teraz przejdźmy już do dania głównego…Porównaj Wasz najnowszy album z pierwszym demem „The First Scream”…

Przede wszystkim trzeba stwierdzić, że oba materiały dzieli przepaść aranżacyjno-kompozytorska. Muzyka na „ATI”, choć stanowi pewne rozwinięcie stylu zapoczątkowanego na demie, jest muzyką zdecydowanie dojrzalszą, bardziej przemyślaną i znamionującą krystalizowanie się własnej osobowości Vedonist. Duży nacisk położyliśmy na technikę, która nie jest jednak próżnym eksponowaniem naszych indywidualnych umiejętności, ale środkiem do stworzenia albumu przekrojowego ze szczyptą swoistej przebojowości. Jest to płyta skierowana do ludzi otwartych, którzy lubią mnogość rozbudowanych riffów, długich solówek, nietuzinkowych melodii czy zawiłości w strukturach utworów, ale nie gardzą też dynamicznym czy nawet brutalnym graniem. Zdajemy sobie sprawę, że konserwatywni fani ciężkiego grania mogą nie zrozumieć tego krążka, ale w tym właśnie tkwi jego urok – to album pełen muzycznych niespodzianek.

Z tego co pamiętam to na pierwszym demie linie wokalne były bardziej urozmaicone. Dlaczego tym razem postanowiliście ułożyć je w bardziej jednolity sposób?

Uznaliśmy, że na nową płytę potrzebujemy wokaliz, które dodadzą naszej muzyce brutalności i nie pozostawią nikomu złudzeń, że bazą naszego technicznego, zawiłego grania jest stary, niemal old school’owy death metal. Poza tym w ogromnym stopniu urozmaiciliśmy muzykę i nie chcieliśmy stworzyć swoistej kakofonii poprzez nagromadzenie znacznych ilości odmiennych ścieżek wokalnych – głos Daffy’ego miał być swego rodzaju łącznikiem między kawałkami, pewnym koncepcyjnym spoiwem, i pod tym względem spełnił nasze oczekiwania w stu procentach. Nie chcemy jednak jednoznacznie stwierdzać, że taki zabieg był tym, do czego dążyliśmy w naszych muzycznych poszukiwaniach i dlatego na nowym albumie obok ciężkiego growlu pojawią się także elementy wokalnego urozmaicenia.

Słuchając Waszych popisów instrumentalnych na „ATI” zastanawia mnie jedno: ile trzeba ćwiczyć, żeby w tak młodym wieku grać aż tak dobrze technicznie? Jak dużo czasu poświęcacie na ćwiczenia i próby?

Trzeba sobie wysoko stawiać poprzeczkę i nie poprzestawać na osiągnięciu pewnego etapu. Doskonale zdajemy sobie sprawę, że wiele nam jeszcze brakuje do najlepszych i wytrwałą pracą powolutku dążymy do wyznaczonego celu. Każdy z nas doskonali technikę i swobodę gry indywidualnie, a na próbach staramy się pracować nad precyzją występów scenicznych – fakt, że się uczymy i pracujemy przeszkadza nam w robieniu takiej ilości prób, jakiej byśmy sobie życzyli, jednak i pod tym względem notujemy ostatnio znaczącą poprawę. Generalnie jestem pełen optymizmu obserwując ciągły rozwój zespołu i poszczególnych jego członków – postępy możesz też ocenić sam, porównując oba nasze materiały. Zapewniam ponadto, że kolejny album, którego przygotowanie wkracza w finalną fazę, będzie już na wskroś techniczny i pozostawi nasze dotychczasowe dokonania daleko w tyle.

Jak to się stało, że znaleźliście wytwórnię z tak odległego Hong Kongu? Żadna większa polska lub zachodnia wytwórnia nie była tym materiałem zainteresowana? Jakoś nie chce mi się wierzyć…

Naszym priorytetem było podpisanie kontraktu z zagranicznym wydawcą, a następnie szukanie w rodzimym kraju odpowiedniego dystrybutora bądź wytwórni, która zechce podpisać z nami umowę licencyjną – takie rozwiązanie jest korzystniejsze dla zespołu zarówno pod względem finansowo-promocyjnym, jak i prestiżowym. Doskonale wiedzieliśmy, że żaden z potentatów nie będzie zainteresowany podpisaniem kontraktu z debiutującą kapelą z Polski, do tego parającą się mało przecież komercyjnym graniem technicznym, więc uderzyliśmy do mniejszych wytwórni z całego świata. Oddźwięk na nasz album miło nas zaskoczył, a ponieważ Trinity Records Hong Kong złożyło nam najlepszą ofertę, to właśnie z nimi zdecydowaliśmy się podpisać papiery. W szczegóły wchodził nie będę, ale nawet największe polskie wytwórnie metalowe nie zaproponowałyby debiutantom takiego dealu, a poza tym sama współpraca przebiega bez zarzutu, więc jesteśmy bardzo zadowoleni z kontraktu z TRHK. Obecnie kończymy prace nad warunkami umowy licencyjnej na Polskę, ale szczegółów na razie nie podam – powiem tylko, że jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to układ ten zapewni nam niezłą promocję na naszym podwórku, a o to nam przede wszystkim teraz chodzi.

Czy tak wielkie opóźnienie w wydaniu tego materiału było spowodowane właśnie brakiem wydawcy? Z tego co wiem, płyta była gotowa już latem ubiegłego roku…

Tak naprawdę płyta była ostatecznie gotowa jesienią, gdyż po długiej sesji nagraniowej postanowiliśmy nabrać do tego materiału nieco dystansu i na miksy oraz mastering – ponownie u Grzegorza Piwkowskiego – postanowiliśmy poczekać do końca lata. Następnie rozpoczęliśmy poszukiwania odpowiedniego dla nas wydawcy, co przy licznych negocjacjach zajęło nam blisko 3 miesiące. Ostatecznie pod koniec grudnia podpisaliśmy papiery z TRHK i ustaliliśmy datę premiery na marzec 2006 roku – w międzyczasie opracowywaliśmy zaś strategie promocyjne i pracowaliśmy nad oprawą graficzną albumu (tutaj wielkie brawa należą się Xaricowi za grafikę i Agnieszce Czerwińskiej za sesję zdjęciową). Jak więc widzisz, Prezesie, przyszło nam trochę poczekać, ale z perspektywy czasu wydaje mi się, że było warto. Teraz zaś nie pozostaje nam nic innego, jak cieszyć się, że wreszcie możemy zaprezentować światu nowe dziecko Vedonist.

Z wkładki do nowej płyty wynika, ze siedzieliście w DBX Studio aż 4 miesiące… Czemu tak długo, co działo się przez cały ten czas?

Złożyło się na to niezwykle wiele czynników. Przede wszystkim nasz układ z DBX obejmował 200 godzin pracy w studiu, co, mając jeszcze na uwadze naszą naukę i pracę, już z góry przesądzało o rozciągniętej w czasie sesji. Do tego doszedł szereg niekorzystnych dla nas sytuacji, jak awarie sprzętowe w studiu, przekładanie bądź skracanie niektórych dni sesji z najróżniejszych powodów czy też konieczność znalezienia muzyka już w trakcie rejestrowania albumu. Okazało się bowiem, że nasz ówczesny basista, Suhar, nie doszedł do siebie po złamaniu kości dłoni i nie był w stanie zarejestrować swoich niełatwych partii. Postawił nas tym samym w bardzo trudnej sytuacji, bo znalezienie odpowiedniego zastępstwa w tak krótkim czasie wydawało się niemal niewykonalne. Gdy byliśmy już nieco sfrustrowani całą sytuacją, z pomocą pospieszył nam perkusista NeWBReeD, Stanley, który w ciągu niespełna tygodnia zapoznał się z materiałem i zarejestrował ścieżki basu do wszystkich numerów. Sesja nie była więc lekka, łatwa i przyjemna, ale w myśl zasady, że co cię nie zabije, uczyni cię silniejszym, wyszliśmy z całej sytuacji z bagażem nowych doświadczeń i w przyszłości nie dopuścimy, by aspekty pozamuzyczne miały tak istotny wpływ na powstawanie naszych kolejnych krążków.

Jak pracowało się z realizatorem Jackiem Melnickim?

To była nasza druga wizyta w studiu Jacka, z którym mamy bardzo dobre układy – powiedziałbym nawet, że koleżeńskie – współpraca przebiegała więc niemal bez zarzutu. Pojawiło się może parę rzeczy, które mogły zostać lepiej zorganizowane, ale generalnie jesteśmy zadowoleni. Efekt końcowy, czyli mięsiste brzmienie naszego debiutanckiego krążka, jest w tym wszystkim najważniejszy i tak naprawdę przez jego pryzmat powinniśmy rozpatrywać naszą wizytę w DBX. Już teraz mogę jednak powiedzieć, że był to nasz ostatni album nagrany u Jacka, gdyż kolejnym krążkiem zrobimy duży krok naprzód i DBX nie będzie nam już w stanie zapewnić odpowiedniej oprawy brzmieniowej. Przez ostatnie 3 lata pracowaliśmy wytrwale ze Schröderem nad naszym własnym studiem nagrań, które oficjalnie rozpoczęło już działalność i to właśnie we własnym Sophiria Studio zarejestrujemy kolejny album Vedonist.

Podczas poprzedniej rozmowy z MetalRuleZ stwierdziłeś, że jesteście w trakcie budowy profesjonalnej sali prób, która miała w późniejszym czasie przekształcić się nawet w studio nagrań. Widzę więc, że udało Wam się dopiąć swego…

Tak, to było takie nasze małe marzenie, które dzięki olbrzymiemu nakładowi pracy, finansów oraz wsparciu rodziców i wielu przyjaciół, udało nam się ziścić. Sophiria Studio to w pełni wyposażona sala prób oraz studio nagrań, które dzięki bardzo korzystnemu stosunkowi oferty sprzętowo-muzycznej do cen powoli rośnie w siłę – mamy ambitne plany i liczymy, że za parę lat będziemy właścicielami liczącego się studia średniej klasy. Naszym atutem jest fakt, że sami jesteśmy muzykami i doskonale czujemy ciężkie rockowe granie. Dzięki odpowiedniemu podziałowi pracy, każdy z nas zajmuje się instrumentami, które na co dzień obsługuje, co nie jest bez znaczenia w osiągnięciu zadowalających rezultatów. Dodatkowo oferujemy nocleg wraz z zapleczem pomieszczeń socjalnych, a także w przypadku sesji pełnometrażowych krążków nasze własne instrumenty bez dodatkowych opłat. Jeżeli więc jakaś kapela poszukuje właśnie studia nagrań, to zapraszam do Sophirii – za rozsądną cenę dostaniecie dobrze wyprodukowany album bądź płytę demo.

Że materiał ten podoba się w naszym kraju to już wiem, ale powiedz mi jak jest z promocją „ATI” za granicą? Otrzymujecie dużo recenzji i propozycji wywiadów?

Rzeczywiście, przyjęcie płyty u nas w kraju jest naprawdę znakomite, w recenzjach dostajemy bardzo wysokie noty z maksymalnymi włącznie, szykuje się też sporo wywiadów. Promocją w Polsce zajmujemy się po części sami, więc trzymamy rękę na pulsie i jesteśmy na bieżąco z wszelkimi opiniami o naszym debiucie. Sprawa za granicą ma się trochę inaczej, gdyż to TRHK wzięło na siebie całą promocję i porozsyłało setki płyt do magazynów, portali, wytwórni czy rozgłośni radiowych z całego świata. Na razie nie dociera do nas zbyt wiele informacji o odbiorze albumu w mediach zagranicą, a jeżeli już, to są to opinie w językach, których nie jesteśmy w stanie zrozumieć – cieszymy się jednak, że nasz album trafił do niemal wszystkich najważniejszych magazynów rockowo-metalowych z całego globu i że nasze utwory gra się m.in. w Portugalii, USA czy Australii. Po wakacjach znajdziemy się także na okładce dwujęzycznego pisma, które właśnie rozpoczyna swoją działalność w Hong Kongu i swym zasięgiem obejmie sporą część Azji. To dopiero początek współpracy z TRHK i pierwszy etap promocyjny, więc jesteśmy dobrej myśli i cierpliwie czekamy na dalszy rozwój wydarzeń.

W zeszłym roku, w okresie wakacyjnym wraz z Bunosem wyruszyłeś za Wielką Kałużę. Czy była to wyprawa typowo „za chlebem” a może był jakiś inny cel tej podróży? Zdobyłeś tam jakieś ciekawe kontakty?

To była już moja druga wizyta w Stanach, a Bunos wybrał się tam po części za moją namową. Nie będę ukrywał, że moje wypady za ocean są spowodowane głównie względami finansowymi, gdyż jestem tam w stanie w trzy-cztery miesiące zarobić tyle, ile przeciętny mieszkaniec naszego kraju przez półtora roku. Trzeba jasno powiedzieć, że budowa i rozwój studia nagrań pochłania olbrzymie ilości pieniędzy i środki przywiezione z moich letnich eskapad pozwalają mi choć w małym stopniu pokrywać wydatki na sprzęt i spłacać wciąż rosnące długi. Muszę jednak dodać, że nie jeżdżę tam tylko do pracy. Stany są olbrzymim, pięknym krajem, który naprawdę warto zobaczyć, więc w wolnych chwilach wsiadam z przyjaciółmi w auto i jedziemy zwiedzać bądź bawić się w jakimś wielkim mieście. Mam bardzo miłe wspomnienia, poznałem wielu ciekawych ludzi, no i oczywiście ciągle poprawiam biegłość języka, co w dzisiejszych czasach jest rzeczą nie do przecenienia. Jeżeli zaś chodzi o kontakty, które w jakimś stopniu mogłyby pomóc wypromowaniu kapeli, to niestety nie miałem specjalnie możliwości nawiązania takowych – nie wpływa to jednak w żadnym stopniu na pozytywny odbiór moich zagranicznych wojaży.

Podobno i tym razem chcecie wyruszyć w okresie letnim za ocean. Czy nie boisz się, że może to lekko zahamować promocję Waszego świeżo wydanego albumu? Przecież moglibyście w tym czasie przybliżać odbiorcom Wasz nowy materiał na koncertach…

W tym roku wybiorę się prawdopodobnie sam, gdyż doświadczenia Bunosa z pracą w USA, delikatnie mówiąc, do najprzyjemniejszych nie należą. W zupełności się z Tobą zgadzam, że w okresie wakacyjnym warto byłoby zająć się koncertowaniem i dlatego nie mam nic przeciwko, a nawet jestem zwolennikiem pomysłu, by na czas mojej absencji chłopaki znaleźli sobie zastępstwo. Promocja w mediach jest ważna, ale tak naprawdę dobrymi występami na scenicznych deskach zjednuje się przychylności potencjalnych słuchaczy – wszyscy doskonale zdajemy sobie z tego sprawę i wielce prawdopodobne, że już w wakacje Vedonist ruszy w swoją trzecią traskę koncertową po naszym kraju. Rozmowy w sprawie ewentualnych terminów, poszczególnych miast i kapel nabierają rozpędu i niedługo powinniśmy już co nieco wiedzieć. Jeżeli koncertowanie w okresie letnim w ostateczności nie dojdzie do skutku, to wtedy ruszymy na objazdówkę po moim powrocie, istnieje również możliwość dwóch części trasy – letniej i jesiennej. Tak czy inaczej Vedonist zawita w tym roku do paru miast na terenie całej Polski, gdzie będzie można przekonać się o sile nowego materiału w wersji live.

Kiedyś organizowaliście coś takiego jak The Lost Killing Scream Tour… Czy doczekamy się trzeciej edycji?

Wielce prawdopodobne jest, że ponownie ruszymy w traskę właśnie z chłopakami z NeWBReeD, z którymi bardzo zaprzyjaźniliśmy się podczas wspomnianych przez Ciebie objazdówek, jednakże na pewno nie pojedziemy już pod szyldem „TLKST”. Powód jest prozaiczny: obie kapele wydały od tamtej pory nowe materiały i nazwa trasy prawdopodobnie będzie nawiązywać do tego faktu. Schröder, który jest w naszej kapelce odpowiedzialny za organizację koncertów, już obmyśla z Tomkiem „Brodą” Wołonciejem, liderem NeWBReeD, najkorzystniejszy zestaw terminów i miast, a doświadczenie zdobyte podczas naszych poprzednich wypadów w Polskę oraz niewątpliwy rozwój muzyczny obu grup, zapowiada zdecydowanie najlepsze z dotychczasowych koncertów.

Gdzieś kiedyś wyczytałem, że mieliście stworzyć coś takiego jak Alcoholic Suicide. Czy miał to być jakiś poważniejszy projekt, czy tylko pretekst to schlania mordy:)?

Rzeczywiście, swego czasu pojawił się pomysł założenia kapelki grającej jedynie covery uznanych zespołów, a jej znakiem firmowym miał być stan wskazujący na spożycie – pomysł niewątpliwie inspirowany poczynaniami krakusów z Anal Stench. Ja nie należałem do entuzjastów tego pomysłu, bo muzykę traktuję poważnie i jestem zdania, że alkohol oczywiście tak, ale dopiero po występie. Najwyraźniej chłopaki doszli do podobnych wniosków, bo ten zrodzony z młodzieńczego zapału pomysł umarł równie szybko, jak się pojawił – i niewątpliwie dobrze się stało.

We wkładce do „ATI”, podobnie jak we wkładce do Waszego pierwszego dema, widnieje logo studia tatuażu Azazel… Ja jednak na zdjęciach nie zauważyłem żebyście byli wydziarani od stóp do głów… Czy to studio któregoś z Was?

Nie, Azazel należy do naszych dobrych znajomych, Batoona i Dominka. Mamy z nimi naprawdę niezły układ dotyczący tatuowania i kolczykowania, za który staramy się odwdzięczać umieszczaniem loga ich studia na naszych materiałach. Batoon, który odpowiedzialny jest za dziary, jest jednym z najlepszych facetów zajmujących się tatuażami w Europie – jest wielokrotnym mistrzem Polski, a ostatnio wygrał jedną z kategorii mistrzostw Starego Kontynentu. Z czystym sumieniem mogę polecić ich studio każdemu, nawet najbardziej wymagającemu fanowi ozdabiania ciała, gdyż chłopaki są znakomitymi fachowcami, a prywatnie niezwykle sympatycznymi ludźmi.

OK., na koniec pytanie z gatunku tych poważniejszych…Czym dla Ciebie jest Vedonist? Czy macie jakieś konkretne plany, wizje związane z tym zespołem? Co chcielibyście osiągnąć?

Vedonist jest nieodłączną częścią mojego obecnego życia, formą twórczego spełniania i ciągłego doskonalenia się, nie tylko w aspekcie czysto muzycznym. Zespół to w chwili obecnej również grupa ludzi, którzy świetnie czują się w swoim towarzystwie i wspierają się w realizowaniu wspólnego celu, jakim jest nagrywanie coraz to lepszych krążków i dzieleniu naszej pasji z innymi miłośnikami ciężkiego grania. Stawiamy sobie wysoko poprzeczkę i konsekwentnie realizujemy wyznaczane sobie zadania – nie ukrywam, że chciałbym, aby Vedonist uznawany był kiedyś za jedną z ważniejszych polskich kapel parających się techniczną odmianą metalu. Wiemy, że przed nami dużo pracy, ale ciepłe słowa ze strony mediów i przychylnych nam osób, których, co nas niezwykle cieszy, ciągle przybywa, daje nam siłę i niesamowitą motywację. Wierzę, że jesteśmy w stanie dużo osiągnąć i nagrywać albumy, jakich na naszym podwórku jeszcze nie było – a czy to się spełni, czas pokaże.

Nas koniec wypada mi jeszcze tylko życzyć udanej promocji „Awaking To Immortality” i wyrazić nadzieję, że już niedługo porozmawiamy przy okazji wydania kolejnej płyty…

Dzięki, Prezesie, za wywiad i zapewniam, że na kolejną płytę oraz wiążącą się z tym faktem okazję do rozmowy nie każemy ponownie czekać 3 lat. Wszystkich zaś tych, którzy lubują się w technicznym graniu z dużą dozą melodii i brutalności już teraz zapraszam do zapoznania się z naszym debiutanckim albumem i do odwiedzania oficjalnej strony zespołu (www.vedonist.metal.pl). Do zobaczenia na koncertach!

divider

polecamy

Pincer Consortium – Geminus Schism Ironbound – Serpent’s Kiss Königreichssaal – Psalmen’o’delirium Meat Spreader – Mental Disease Transmitted by Radioactive Fear
divider

imprezy

Grima w Krakowie – Nightside Tour 2025 Sólstafir ponownie w Polsce – koncert w Hype Parku Imperial Age w Krakowie – symfoniczny metal w Klubie Gwarek Esprit D’Air – koncert w Klubie Studio Machine Head i Fear Factory w Katowicach Katatonia w Warszawie – koncert w Progresji Kierunek: Północ – Taake i goście na trzech koncertach w Polsce Death Confession 1349 i ich goście w Krakowie Unholy Blood Fest IV – Toruń Wizjonerzy z Blood Incantation wystąpią w Warszawie i Krakowie! The Unholy Trinity Tour 2025
divider

patronujemy

Trzecia płyta ATERRA Narodowy spis zespołów – Artur Sobiela, Tomasz Sikora Premiera albumu „Szczodre Gody” Velesar NEAGHI – Whispers of Wings Taranis „Obscurity” ROCK N’SFERA 5 ATERRA – AV CULTIST ‚Chants of Sublimation’ Trichomes – Omnipresent Creation
divider

współpracujemy

Deformeathing Prod. Sklep Stronghold VooDoo Club MORBID CHAPEL RECORDS Wydawnictwo Muzyczne Pscho SelfMadeGod Godz Ov War
divider

koncerty