CRÉPUSCULE D’HIVER – PAR-DELÀ NOIREGLACES ET BRUMES-SINISTRES
(16 listopada 2020, napisał: Robert Serpent)

Patrząc na nazwę projektu i wytwórnię, która wypuściła ten ładnie wydany krążek, od razu wiemy, że mamy do czynienia z kolejnym francuskim tworem. Tym razem o zespole nie ma mowy, ponieważ Crépuscule d’Hiver to niejaki Stuurm i N.K.L.S., którzy z pomocą kilku gości nagrali debiutancki album.
Pierwsza rzecz i od razu zaczynamy od tzw. „jazdy po bandzie”. Czas trwania albumu to prawie 70 minut i jest to nic innego jak stąpanie po cienkim lodzie. Francuzi są zafascynowani średniowieczem, widać to po wkładce i słychać po dźwiękach, które wypełniają „Par-delà noireglaces et brumes-sinistres”. Zapewne tekstowo również materiał jest ukierunkowany na zamierzchłe czasy, aczkolwiek ciężko coś więcej powiedzieć, bo oprócz tego, że cholernie lubię muzykę metalową wyśpiewaną (wykrzyczaną) po francusku, to nie rozumiem z tego kompletnie nic.
Crépuscule d’Hiver gra klimatyczny black metal utrzymany raczej w średnich tempach. Za wyjątkiem otwierającego płytę „Que la gloire soit notre !” i „Les larmes d’un spectre vagabond”, czyli dwóch krótkich utworów instrumentalnych, pozostałe pięć kompozycji posiada rozbudowane struktury, czasem aż zanadto. Sporo w twórczości Francuzów muzycznych odnośników przenoszących słuchacza do średniowiecza. Czytając o black metalu człowiek nastawia się na agresję, ale w przypadku Crépuscule d’Hiver nie ma co liczyć na agresywne wybuchy czy przesiąknięte jadem wstawki. Owszem, zdarza się, że muzyka nieco przyspiesza, ale raczej całość jest stonowana i jakby przygaszona. Kobiece wokale, chórki, instrumentarium rodem ze średniowiecza, czy spora ilość klawiszowych pejzaży nie powinny nikogo zaskoczyć.
Na pewno problemem jest czas trwania całości. Materiał jest zbyt długi i mniej więcej w połowie trwania „Par-delà noireglaces et brumes-sinistres” pojawiają się symptomy znużenia i zmęczenia materiałem. Zbyt mało na debiucie Francuzów jest zróżnicowania, utwory są do siebie dosyć podobne, brakuje odrobiny szaleństwa, jakiegoś grama rozpierdolu.
Bardzo istotną rolę na albumie odgrywa praca basu, często jest mocno wysunięty do przodu i gra „pierwsze skrzypce” przyjemnie pulsując i wykonując kawał dobrej roboty. Również partie wokali przypadły mi do gustu, chociaż czasem zdarzają się fragmenty, że wokal zdaje się być aż za agresywny do muzyki. Może się czepiam, ale staram się jedynie pomóc w podjęciu decyzji, czy warto wydać spore pieniądze na ten krążek.
Wydaje mi się, że album i tak ma szanse przypaść do gustu osobom szukającym w muzyce klimatu czy wyciszenia. Kto wie, może przy świecach, z dodatkiem jakiegoś czerwonego francuskiego wina powstanie jakieś nowe życie (poniosło mnie?). Klimatu na pewno tej muzie odmówić się nie da i na długie smętne wieczory muza Crépuscule d’Hiver może komuś mocno spasować. Ja jednak poczułem się nieco znudzony i zdecydowanie zabrakło iskry, aczkolwiek są fragmenty, które potrafią rozbujać i pozwalają odpłynąć sobie na chwilę myślami gdzieś w dal.
p.s. Na pewno wrócę do krążka za jakiś czas, a przyznam, że z każdym kolejnym odsłuchem album zyskuje w moich oczach i ocena poszła w górę od tej pierwotnej.
Wyd. Les Acteurs de l’Ombre Productions, 2020
Lista utworów:
1. Que la gloire soit notre !
2. Le sang sur ma lame
3. Héraut de l’infamie
4. Tyran de la tour immaculée
5. Le souffle de la guerre
6. Les larmes d’un spectre vagabond
7. Par-delà noireglaces et brumes-sinistres
Ocena: -7/10
