Pyorrhoea – The Eleventh: Thou Shalt Be My Slave
(15 maja 2006, napisał: F.G. Superman)
Jeśli jakiś zwolennik hałasu ekstremalnego w Braciostanie przegapił debiut formacji PYORRHOEA, który miał miejsce prawie dwa lata temu, to jest dupa i tyle… „Desire for torment” powodował krwawienie z ucha przy jednoczesnym grymasie zadowolenia na twarzy torturowanego tymi dźwiękami. Muzycy grupy PYORRHOEA już przy okazji swojego pierwszego uderzenia zasygnalizowali subtelnie, że będzie bolało i wymierzyli nam, niewinnym owieczkom stadka bożego, cios w grdykę. Taaa, „Desire…” potrafił sponiewierać człowieka, jak swojskie wino z wiśni. No, ale czas płynie i najwyższa pora na płytę z numerem 2 w dyskografii PAJORII. Najpierw usłyszałem kawałek „Freedom”, który był wcześniej dostępny w sieci i już po tej próbce można było się zorientować, że nowe numery nie będą tylko kopią szlagierów z jedynki. Nasuwa się mnie, prostemu człowiekowi z wioski takie błyskotliwe skojarzenie jakby chłopaki na swoim debiucie zabili swoich słuchaczy, a wraz z „The eleventh…” gmerają w ich ciałach swoimi brudnymi paluchami. Płyta jest z całą pewnością bardziej zróżnicowana od swoje poprzedniczki, pojawiły się zwolnienia, ale nie spodziewajcie się tutaj nawiązań do MY DYING BRIDE, czy innego WINTER. Początek jednak nie zwiastuje żadnej rewolucji, bo jest szybko i do przodu. Mam wrażenie, że Ropnetoki zaczynają kombinować od numeru „Bad monk”, do którego tekst zaczerpnęli z twórczości Charleas’a Boudelaire’a – mocne to, nie powiem i chyba byłbym w stanie zapałać miłością do poezji w takim wydaniu! Nie lękajcie się jednak, bo diabła i ognia temu kawałkowi nie brakuje. Jak powiedziałem, po tej „piosence” nasi dzielni muzykanci zaczynają pokazywać się od trochę innej strony. Nie wiedziałem czy to pisać, ale pierdolę, napiszę – jest kurwa przebojowo! Może ktoś powie, że to słowo nie przystoi, ale to w końcu moja recenzja i będę pisał, co mi się podoba he he he…Jest jakiś punkowy feeling w tym wszystkim, a takie numery jak „Liberation” czy „Far from the truth” mam nadzieję, że zostaną włączony na stałe do setu koncertowego tej straszliwej załogi, bo nadają się do kolektywnego wykonania z publiką! Co się tyczy „Liberation” to mógłby on znaleźć się na „Undisputed attitude” twórców „Rejn in blad”. Materiał wieńczy bardzo długi, oparty na niekończącym się i niezwykle monotonnym riffie „Rape”. Na koniec chciałbym powiedzieć jeszcze, że zmiana na stanowisku wokalisty wyszła chłopakom na dobre. Chryste proponuje bardziej zróżnicowane podejście do wykorzystania gardła, co współgra doskonale z tym, co znajdziecie na nowej płycie PORROHOEA. Jedno jest pewne, tę płytę należy mieć i słuchać jej jak najczęściej. Ja już jestem kupiony.
Lista utworóó
1. Blow
2. Rules of slavery
3. Stolen freedom
4. Miserable existence
5. Hidden under sanctity
6. Bad monk
7. Natural born enemies
8. Your master – your god
9. Liberation
10. Nothing he can do
11. Everlusting
12. Far from the truth
13. Forbidden extasy
14. Rape
Ocena: +9/10