Ruho – The Devout Thrum
(1 września 2020, napisał: Prezes)

Ciężką przeprawę miałem z tym albumem. W sumie to nadal mam. Przygotowując się do napisania tego tekstu słuchałem tej płyty znacznie dłużej niż normalnie. Domyślacie się już pewnie, że nie jest to prosty i łatwy w odbiorze materiał… Tzn. może i jest, ale wszystko zależy od tego jak do niego podejdziemy… Zaczynając jednak od początku – Ruho to zespół z Finlandii, który powstał ponad dekadę temu i na koncie ma dwa duże albumy (w tym ten tutaj opisywany) oraz całkiem sporo pomniejszych wydawnictw. Już rzut oka na tracklistę i czas trwania poszczególnych kawałków wskazuje nam, że nie będzie lekko. Mamy tu bowiem cztery wałki, z czego tylko jeden trwa krócej niż 10 minut. Tak naprawdę to przy pierwszych przesłuchaniach wszystko zlewało mi się w jedną całość, a chwilowe przerwy między utworami były tylko krótkim przerywnikiem w jednostajnej, płynącej dość monotonnie ścianie gitar i perkusyjnych galopad. Dopiero po czasie zacząłem dostrzegać, że w tym całym szaleństwie chyba jest jakaś metoda. Ruho napierdala bowiem black metal brzydki, surowy, pozbawiony prawie całkowicie efektownych ozdobników. Owszem tu i ówdzie znajdziemy nieco bardziej melodyjne motywy, czy momenty, które są dość łatwo zapamiętywalne, generalnie jednak jesteśmy tu bombardowani bezdusznymi tremolami, które zapętlane wwiercają się w czaszkę hipnotyzują i obezwładniają słuchacza. Bezlitośnie okładana perkusja, surowe i bardziej utrudniające odbiór, niż pomagające brzmienie oraz dzikie, choć trochę monotonne wokale na pewno odstraszą tych co bardziej wrażliwych słuchaczy. Do tego jeszcze te gitary, które tylko czasem robią się nieco łaskawsze dla ucha, bo w przeważającej większości atakują jakimiś atonalnymi zagraniami, z pozoru chaotycznymi, jednak jakoś tam poukładanymi. Z początku wszystko to mocno mnie przytłaczało, jednak z czasem dałem się wciągnąć i dziś mogę powiedzieć, że ten materiał po prostu mi się podoba. Dobrze, że nie odpuściłem po kilku przesłuchaniach bo teraz mój odbiór „The Devout Thrum” jest znacząco inny niż na początku. Fakty są jednak takie, że na pewno nie jest to album dla wszystkich, bo łatwo z nim nie ma… Kto jednak lubi taki surowy, mocno zakorzeniony w klasyce i wciągający schizofreniczną atmosferą black metal może spróbować tutaj swoich sił.
P.S. Bardzo ciekawie i nietypowo wygląda wkładka… czego niestety powiedziec nie można o front-coverze.
Wyd. Fallen Temple, 2019
Lista utworów:
1. Disastrous Murmur
2. Vestigial Rites
3. Unpure Shibboleth
4. Devoured to Dust
Ocena: +7/10
