Inverted Mind – Three faces of madness (A drama in three acts)
(25 sierpnia 2020, napisał: Pudel)
Pozmieniało się w krakowskim Inverted Mind od czasu ostatniej płyty („Broken Mirror”, 2017) – na posterunku pozostał śpiewający gitarzysta Słoma, sekcja rytmiczna została całkowicie wymieniona. Na charakter zespołu nie miały te zmiany chyba większego wpływu, nadal jest to ciężki, sladżowy walec. Tym razem mamy do czynienia z czymś na kształt koncept albumu, podzielonego na trzy „akty”. Zaczyna się całkiem jak na takie granie dynamicznie, choć oczywiście wciąż ciężko. Można rzec, że znając wcześniejszy album bez problemu można rozpoznać kto to tak pięknie gra – a to już coś! No i ten początek płyty przemawia do mnie o wiele bardziej niż poprzedni album – sama muzyka nie zmieniła się jakoś diametralnie, ale bardziej jest tu na czym zawiesić ucho, chyba po prostu więcej się dzieje. A jednocześnie mimo sporego ciężaru – nie przytłacza to wszystko. „Akt drugi” zaczyna się odgłosami rodem z horroru i ogólnie te trzy kolejne numery sprawiają wrażenie bardziej nastawionych na klimat, transowych. „Looking for shelter” to chyba najlepszy fragment płyty, gdzie do tego ciężko – psychodelicznego klimatu dochodzi jeszcze jakiś taki element… przebojowości? W ogóle fajnie użyto tu różnych sampli, które gdzieś tam się pojawiają w bliższym lub dalszym tle, udanie acz nienachalnie robiąc klimat. Po „tradycyjnym” (ale mocnym i udanym) początku i bardziej pokręconym środku mocno się zastanawiałem jak będzie wyglądał finał albumu, po cichu licząc na jakieś kosmosy. No i nie do końca tak jest – „Grief” to nadal granie ciężkie i mocne, aczkolwiek jak sam tytuł tej części wskazuje, trochę takie”smutne”. nie, że Inverted Mind zaczał nagle brzmieć jak My Dying Bride, ale pojawia się więcej czystszych partii gitar, ponurych melodii. W przedostatnim numerze trochę tak sobie to kontrastuje z potężnie nawalająca perkusją, ale ogólnie ok. No udał się zespołowi ten album – podział na trzy akty nie jest jakiś niesamowity i nie róznią się aż tak znacząco te części między sobą, ale faktycznie każda ma nieco inny klimat. Instrumentalnie jest po prostu ciekawiej niż na poprzednim krążku, więcej tu wyrazistych elementów, po prostu sprawia to wrażenie bardziej dopracowanego materiału. Nadal nie do końca przekonuje mnie bardzo jednostajny wokal – zgodny z „regułami sztuki” sladżowej, ale naprawdę aż się prosi tu o jakieś urozmaicenie. Całościowo jednak – dobry materiał, wyraźny krok naprzód.
Wyd. Mythrone/Defense, 2020
Lista utworów:
1. Ship to Nowhere
2. Goblet Of Fury
3. Rising Anger
4. Looking For Shelter
5. Discrepancy
6. Despair
7. What If
8. When The Fire No Konger Heats
9. Nothing Left
Ocena: +7/10