ACROSS ANTARCTICA – ACROSS ANTARCTICA
(24 sierpnia 2020, napisał: Robert Serpent)

Do tej płyty przymierzałem się od dłuższego czasu, jednak zawsze coś wypadało i albo ten album był odstawiany na boczny tor albo kończyło się na szczątkowym przesłuchaniu (a strasznie mnie wkurwia takie „słuchanie”). Jestem zdania, że słucha się całej płyty lub nie słucha się jej wcale, niestety proza życia powszedniego lubi płatać różne figle, na które człowiek nie ma wpływu.
W końcu jednak „Across Antarctica” doczekał się swojej szansy :) Za wiele o Across Antarctica nie wiem, na pewno przykuwa uwagę „inna” okładka jak i tematyka tekstów. Otóż AA porusza się w tematyce science fiction i nie jest to żadna nowość, ale na pewno niezbyt częste zjawisko na albumach metalowych.
Muzycznie Across Antarctica próbuje łączyć speed metal z death metalem. Słuchając tego albumu zadaje sobie proste pytanie, brzmiące: „po chuj?”. Album trwa niespełna pół godziny, a potrafi nieco zmęczyć. Dlaczego piszę „nieco”? Uważam, że na siłę muzycy Across Antarctica próbują wkraczać na ścieżkę z napisem „death metal”. Zajebiste solówki gitarowe, ciekawe klasyczne metalowe riffy są często bombardowane przez wyjątkowo wkurwiający wokal (brzmi jak ujadanie podpitego menela lub menelki spod sklepu). Okropnie męczy mnie barwa wokalna krzykacza i nieco przypomina mi kiepskie popisy byłej gardłowej Sinister, Rachel Heyzer. Śmiem twierdzić, że na „Across Antarctica” partie wokalne wypadają nawet gorzej. Druga rzecz, która mnie drażni to partie bębnów, kiedy zespół próbuje grać „brutalniej” (czyt. mocniej) pojawia się tępe stukanie w werbel, bez pomysłu, bez polotu, na odpierdol. I wreszcie trzecia rzecz to brzmienie całości. Album nie brzmi jednakowo, całość brzmi jakby była składana na siłę, na kolanie.
Żeby nie było, że się dopierdalam. W partiach gdzie Across Antarctica łupie sobie speed metalowo brzmi to zdecydowanie lepiej. Wspomniałem o ciekawych solówkach, czy zgrabnych, drapieżnych metalowych riffach. Niestety w połączeniu z death metalem powstaje mało smaczny kocioł. To tak jakbym jadł bigos, a jakiś „mistrz ceremonii” do bigosu wlał mi mleka i wrzucił dżem porzeczkowy. Powtarzam pytanie: „po chuj?”. Brzmi to jakby spotkały sie dwa zespoły, zajebisty Exciter z jakimś bardzo przeciętnym początkującym bandem próbującym sił w death metalu. Po co to na siłę łączyć?
Na pewno da się słuchać debiutanckiego krążka Across Antarctica, ale muzycy muszą się zdecydować, w którą stronę iść, bo niestety sporo tutaj błądzenia po omacku, tym bardziej szkoda, bo słychać potencjał. Moja rada to pójście w klasyczne metalowe brzmienia, tak jak końcowy fragment „Crossing Infinity”, buja fajnie, dopóki nie pojawia się ujadanie wokalu i ten nabijany werbelek. Z tego co wiem Across Antarctica kombinuje już z drugim albumem, który chętnie sprawdzę i mam nadzieję, że debiut to potknięcie początkującego zespołu, który nie do końca wie, które ścieżki prowadzą do celu jakim jest zadowolenie słuchacza.
Wyd. Cataclysmic Metal Records, 2020
Lista utworów:
1. Centauri Savior
2. Alien Slaughter
3. Escaping the Matrix
4. Crossing Infinity
5. Shark Sustenance
6. A New Realm
7. Into the Realm of Sentient Cannabis
8. Vines of Death
Ocena: 5/10
