Sandbreaker – Worm Master
(19 lipca 2020, napisał: Pudel)

Debiutancka EPka Sandbreakera zrobiła na mnie jak najlepsze wrażenie i mówiąc wprost – czekałem niecierpliwie na duży album. I oto jest. Osiem numerów, trochę ponad pół godziny muzyki. Muzyki, która jest dokładnie taka jak czerwie pustyni z „Diuny” Franka Herberta, do której zespół się mocno odwołuje. Jest potwornie, ale to naprawdę potwornie ciężko, potężnie i majestatycznie. Gitary i bębny tworzą dźwiękowy walec, który powoli, ale niezwykle skutecznie rozjeżdża wszystko na swojej drodze. Tu nie ma miejsca na jakieś stonery, rokenrole, psychodeliczne kręcenie się w kółko wokół jednego riffu – są same konkrety w postaci miażdżących riffów (no dobra, tytułowy numer rozkręca się trochę na transowych partiach gitar, ale też jest to trans ciężki i ponury). Do tego wokal, w postaci ultraniskiego, potężnego growlu, dosyć beznamiętnie cedzący kolejne wersy – no dla mnie bomba! Przy czym przez bardzo czytelna produkcję oraz nawiązania do „Diuny” (dzieł muzycznych inspirowanych cyklem Herberta jest całkiem sporo, ale głównie są to rzeczy z okolic szeroko rozumianej elektroniki, więc to dosyć oryginalna sprawa) brzmi to wszystko… zaskakująco świeżo. Na tyle świeżo, że mimo okrutnego ciężaru tego materiału, te pół godziny z hakiem wydaje się być stanowczo za krótkim czasem trwania! Z drugiej strony – dokładnie tyle trwa „Master of reality”…. Sandbreaker najpierw niczym czerw pustyni dał znak swojej obecności w postaci EPki, a wraz z albumem wypełzł na powierzchnię i co tu dużo pisać – po prostu rozjebał. Mam szczerą nadzieję, że ten materiał się przebije, a nie że będzie tego słuchało kilku ponurych podstarząłych gburów ze mną na czele, bo naprawdę już dawno nic z kręgów doomowych nie zrobiło na mnie takiego wrażenia. A dzieje się na tej scenie przecież sporo. Cały album reprezentuje równy, wysoki poziom, ale taki „Covered by sand” to już naprawdę wielka rzecz, w końcówce słuchacz może się poczuć, jakby własnie był zasypywany pustynnym piachem – taki duszny klimat panowie zrobili. No i cóż, oby kapeli starczyło sił i pomysłów na kolejne materiały, bo tak dobrej i jednocześnie stylowej płyty doomowej to u nas daaawno nie było a i „zagranico” powinno toto namieszać. Moc!
Wyd. Defense records/Mythrone/Free Joy Stereo, 2020
Lista utworów:
1. Upside Down World
2. Worm Master
3. Navigator Lost
4. Aqua Karma
5. Covered by Sand
6. Golden Path (Metamorphosis)
7. Tomb of the Burning Sands
8. Flames of Doom
Ocena: 9/10
