Maggoth – Maggoth
(18 maja 2020, napisał: Pudel)
Nazwa tej pabianickiej kapeli gdzieś mi tam śmigała przed ryjem lata temu, gdy przez moment pojawiło się coś na kształt polskiej młodej fali thrashu. Pojawiło się, i szybko zdechło nie zostawiając zbyt wielu ciekawych materiałów po sobie, dodajmy. Już nawet nie pamiętam, czy słyszałem album „System Error” Maggoth z 2012 roku, niemniej jednak całe osiem lat później ukazał się LP numer dwa (po drodze był jeszcze split w 2015), nie posiadający tytułu. Ba, tytułów nie posiadają nawet poszczególne utwory! Nie ma tu też radosnego thrashowania i udawania, że oto kończą się lata osiemdziesiąte. Albowiem Maggoth poszedł w ciężar, i zrobił to z przytupem i skutecznie. Pewnie, nadal thrashowe elementy tu są, same riffy nieraz maja takowy charakter. Obudowano to jednak potężnym brzmieniem, zupełnie inną rytmiką i agresywnym wokalem. Przy opisach tej płyty, pojawia się straszne słowo „groove” i owszem, ten dół i ciężar można by tak określić. Ale mimo, że może w pierwszej chwili się wydaje inaczej, ja tu słyszę więcej choćby Voivoda z moich ukochanych płyt z panem Forrestem za mikrofonem niż chociażby Pantery. Przyznam też szczerze i bez bicia, że przy pierwszym kontakcie nieco mnie ten materiał przytłoczył (choć najpewniej była to wina niewyspania i zmęczenia), ale im więcej odsłuchów tym większe wrażenie na mnie to zaczęło robić. Praktycznie wszystko, od masywnych, potężnych riffów, przez robiące ogromne wrażenie bębny (kilka przejść tu jest takich, że klękajcie narody) po może trochę jednostajny, ale wściekły wokal jest tu ciężkie, przytłaczające, może nawet nieco drażniące, ale w takim sensie, że tam gdzie mózg by się spodziewał jakiejś łupanki wchodzi jakiś motyw zupełnie z kosmosu, który jednak jak się wsłuchać pasuje idealnie. Nie wiem ile realnie czasu panowie spędzili nad tymi numerami, ale zdecydowanie słychać, że na odpierdol tu nic robione nie było – i wyszła z tego bardzo dobra płyta, pokazująca, że z thrashowych korzeni nadal można wyjść do bardzo ciekawych rejonów. Rejonów dodajmy ciężkich i mrocznych, ale omijających death metal tak daleko, jak się tylko da. No i jest to kolejny dowód, że płyt z mocniejszym graniem należy słuchać uważnie, bo jak wspomniałem, pierwszy kontakt z tym albumem do przyjemnych nie należał. ale jak już zaskoczyło, to na dobre. Coś czuję, że ten krążek jeszcze nie raz się u mnie zakręci.
Wyd. Defense records, 2020
Lista utworów:
Nie ma tytułów, brakło, nie dowieźli. Dziewięć indeksów wyświetlacz pokazuje.
Ocena: 8/10