PEDOPHILE PRIESTS – CANCER
(13 stycznia 2020, napisał: Robert Serpent)
Nie będzie lekko, tak sobie pomyślałem zabierając się do drugiej płyty Polaków z Irlandii. Kto kojarzy Pedophile Priests wie, że muza tworzona przez duet muzyków (Piotr Niemczewski i Krystian Mistarz) jest skierowana przede wszystkim do wymagającego słuchacza.
Tak się składa, że przy pierwszym odsłuchu „Cancer” zrobiłem coś czego nie należy robić przy tym albumie. Mianowicie robiąc kilka rzeczy jednocześnie dopuściłem do tego, że dwójka Pedophile Priests była muzyką w tle. I chcociaż płyta nie należy do krótkich (blisko 50 minut) przeleciała i… tyle. I jakoś średnio miałem ochotę do niej wracać. Następnie wsiadłem w samochód, pojechałem z rodzinką na wycieczkę, słuchając przy okazji lżejszych odmian metalu (nie istotne jakich zespołów, było lekko i melodyjnie). Po powrocie do domu postanowiłem zabrać się na spokojnie za „Cancer”. I to jest słowo klucz: „spokojnie”… Tak trzeba słuchać tej płyty. Na pełnym luzie i z otwartym umysłem, tak aby dać szansę wszystkim „smaczkom” jakie zawiera, a wierzcie mi, że dzieje się tutaj bardzo dużo, a może nawet i więcej.
Pedophile Priests w dalszym ciągu najbliżej do death metalu, ale powiedzieć, że zawartość „Cancer” to death metal to tak jakby nie powiedzieć nic. Te jedenaście utworów to muzyczny „misz masz” ze sporą ilością technicznych popisów, a co za tym idzie połamanych struktur utworów. I o ile pierwszy utwór na płycie „Dublin Walking Dead” jest jeszcze w miarę death metalowy, o tyle drugi „Children of the Transformation” to totalny „kocioł” muzyczny. Czego w tym utworze nie ma? Akustyczne, rzec można, że nastrojowe gitarki, mocno połamane riffy, blasty, czyste wokale, death metal… Ktoś czytający moje wypociny pomyśli sobie, że to tak, jakby wrzucić do jednego gara naleśniki, bigos, owsiankę i jakieś resztki z obiadu, wymieszać, a może i nasrać do tego i podać jako gotowe danie. Otóż nie. Błąd i to duży…
Ten album zaskakuje i o ile nie jestem zwolennikiem natarczywego pokazywania czy popisywania się swoimi umiejętnościami, to Pedophile Priests robi to w sposób nad wyraz smaczny i przyjemnie łechczący doznania konsumenta (czyt. słuchacza). Owszem, jest tutaj mnóstwo połamańców, matematyki, ale nie brakuje kopa, a całość jest zagrana z tzw. „jajem”. Każdy kawałek jest inny i każdy niesie ze sobą mnóstwo emocji i oferuje całą gamę doznań. Co ważne, panowie przez cały czas trwania „Cancer” nie zapominają o tym, że to muza metalowa. Każdy kolejny utwór jest totalnie inny, każdy jest niepowtarzalny i wyjątkowy. Moim cichym faworytem jest „Modern Capitalism” z death metalowym zacięciem, czystymi wokalami, genialną solówką gitarową (żeby było ciekawiej razy dwa) i zajebistym riffem w środkowej części utworu.
Siłą Pedpophile Priests jest oryginalność i olewanie wszelkich schematów. Dzięki temu słuchacz nie ma bladego pojęcia co usłyszy za kilka sekund. Nawet po którymś z rzędu przesłuchaniu całości w dalszym ciągu brniemy w nieznane. To ogromny walor „Cancer”. Tak się zastanawiam i nie jestem w stanie porównać Pedophile Priests do żadnej innej kapeli. Panowie żyją sobie w swoim świecie i w nim czują się doskonale, dobrze się przy tym bawiąc.
Płyta trudna i skomplikowana w odbiorze, wymagająca poznania, ale zdecydowanie warta tego, aby poświęcić jej trochę czasu. Czuję, że za kilka miesięcy nadal będę ją odkrywał, a ocena zawartości będzie szła stopniowo w górę, chociaż już teraz zaczyna ocierać się o „maksa”. Czyż to nie jest największy z możliwych komplementów dla „Cancer”?
Wyd. Metal Scrap Records, 2019
Lista utworów:
1. Dublin Walking Dead
2. Children of the Transformation
3. World Disassembled
4. Pedophile Priests
5. Przeminęła
6. Live Own Way
7. Entropy of Creatures on Earth
8. Modern Capitalism
9. The Path of Aisha
10. Mr. Gray
11. Zejście w Zaświaty
Ocena: 9/10