Time Lurker / Cepheide – split
(11 października 2019, napisał: Prezes)

Długo się przekonywałem do tego splitu. Początkowe odsłuchy to tylko pobieżny przelot, całość przepływała gdzieś w tle, nie pozostawiając w głowie praktycznie nic. Wszystko jawiło mi się jako jeden wielki, nieprzyswajalny kloc. Nawet niespecjalnie udało mi się odróżnić od siebie poszczególne zespoły. A zespołów mamy tutaj dwa: Time Lurker i Cepheide – oba francuskie i oba mające po jednym pełnym albumie na koncie. Zaczyna ten pierwszy z dwoma, trwającymi łącznie ponad 13 minut utworami. Przydługi, prawie półtoraminutowy wstęp do pierwszego kawałka (z którego tak naprawdę nic nie wynika) bez ostrzeżenia przechodzi w nawałnicę dźwięków. Blasty, szybkie blackowe riffowanie i nieludzkie wokale, jakby krzyki gdzieś z oddali… Wszystko to osnute jakimś zamglonym (nie, nie nawiązuję tu do pewnego zespołu…), dość mocno niewyraźnym brzmieniem. I to chyba właśnie to brzmienie sprawia, że ten materiał z początku jest tak trudno przyswajalny. Dopiero pod koniec wszystko wyraźnie zwalnia, do głosu dochodzą jakieś tęskne, wiejące zgrozą i beznadzieją gitarowe pasaże. Drugi numer jest zresztą dość podobnie skonstruowany, tutaj również mamy diabelsko szybkie riffy, podparte blastami i pomieszane z delikatnie melodyjnymi, melancholijnymi gitarami. Cały czas oczywiście gdzieś w tle zawodzą te niepokojące, zimne wokale… Cóż, z każdym kolejnym przesłuchaniem te dwa utwory zyskiwały w moich oczach, choć trzeba trochę samozaparcia, żeby się w nie wgryźć.
Podobnie zresztą jest w przypadku drugiego zespołu – Cepheide. Tutaj dostajemy tylko jeden, ale za to trwający prawie dwadzieścia minut (!) utwór. Brzmienie jest jakby trochę bardziej czytelne, choć tylko w tych wolniejszych momentach. A wszystko zaczyna się podobnie jak u Time Lurker, czyli od półtoraminutowego spokojniejszego wstępu. Cepheide robi to jednak ciekawiej, zaczynając niepokojącymi, nieśpiesznie płynącymi dźwiękami. Później wchodzi tornado szybkich blastów i mało czytelnego blackowego riffowania. Cały zresztą, monstrualnych rozmiarów utwór zrobiony jest na podobnym schemacie: szybkie, brutalne granie na przemian ze spokojnym, atmosferycznym wyciszeniem. Wszystko to w transowym, trochę hipnotycznym klimacie i z powsadzanymi tu i ówdzie nostalgicznymi padażami. Wokale – podobnie jak u kolegów – to jakieś chore zawodzenia dobiegające gdzieś z kibla za ścianą… Na końcu mamy jeszcze jakieś kobiece deklamacje, które dodatkowo zagęszczają i tak już duszną atmosferę. Na pewno nie jest to rzecz trafiająca do głowy od razu, łatwo przyswajalna, ale po kilku (nastu?) odsłuchach człowiek zaczyna się wkręcać… A może to kwestia przyzwyczajenia i osłuchania? Sprawdźcie sami, ale łatwo nie będzie.
Wyd. Les Acteurs de l’Ombre Productions, 2019
Lista utworów:
1. Time Lurker – No One Is Real
2. Time Lurker – Unstable Night
3. Cepheide – Lucide
Ocena: 7/10
