Venflon – Czerń
(7 sierpnia 2019, napisał: Prezes)

Venflon to przedstawiciel muzyki, która na naszych łamach gości stosunkowo rzadko. Pewnie każdy niespecjalnie obyty z tematem słuchacz RMF-FM nazwałby ją metalem, ale dla tych bardziej wtajemniczonych są to raczej tylko obrzeża ekstremalnego grania. Zespół funkcjonuje już kilkanaście lat „na rynku” i przez ten czas zdążył już otrzeć się kilkakrotnie o mainstream. Były występy w telewizji, były jakieś większe festiwale – widać więc że muzyka skierowana jest do raczej do szerszego grona odbiorców i fanów „ostrego grania (z pazurem)”. Zazwyczaj raczej sceptycznie podchodzę do tego typu tworów, ale tym razem starałem się łyknąć ten album na chłodno i bez uprzedzeń… I chyba się udało, bo po wielu już przesłuchaniach musze przyznać, że „Czerń” po prostu mi się podoba. Album ten składa się z sześciu utworów i trwa niespełna pół godziny co daje dość „radiową” średnią niecałe pięć minut na utwór. Dobra, poopowiadałem sobie trochę a teraz słów kilka o samej muzyce… Może trochę specjalnie przedłużałem ten moment bo, opisanie tego co gra Venflon nie jest wbrew pozorom takie łatwe. Jak już wcześniej wspomniałem jest to materiał z pogranicza metalu, cięższego rocka, grunge’u i rockowo-metalowej alternatywy. Wszystko oparte jest na stosunkowo prostych, przejrzystych, ale dzięki temu też nośnych riffach popartych dynamiczną sekcją rytmiczną. W przeważającej większości są to riffy ciężkie, pełne chwytliwego, bujającego groove’u. Gdzie trzeba pojawiają się jednak też zwolnienia, lub nieco spokojniejsze, nie tak energetyczne momenty… Taka „Iluzjana” na przykład to typowa heavy metalowa balladka z lirycznym, spokojnym początkiem, stopniowym podnoszeniem klimatu i rozbudowaną solówką przy końcu. W ogóle solóweczki na tym materiale to kolejny powód do pochwał – niby klasyczne, ale jednak ciekawie skonstruowane. Co jakiś czas da się oczywiście wyczuć pewne schematy, podobieństwa w sposobie budowania utworów, ale są też momenty nieco zaskakujące, chociażby w nieco bluesowym początku przedostatniego „Jeden”. Instrumentalnie jest zatem naprawdę dobrze, przyjemnie się tego słucha, oczywiście jeśli ktoś z góry nie jest uprzedzony do takich dźwięków… A wokalnie? Gardłowy Maciek ma naprawdę ciekawy głos potrafi mocniej zaryczeć (choć robi to niestety rzadko), potrafi też czysto zaśpiewać. Inna kwestia to polskie teksty, które mówiąc krótko niespecjalnie mi podeszły. Momentami brzmiały mi one dość banalnie… chociaż przecież śpiewanie o diabłach, smokach czy chlaniu jest jeszcze bardziej banalne, ale cóż – tak to odebrałem. Niezależnie jednak od tego uważam, że „Czerń” to całkiem ciekawa płyta i doceniam ją tym bardziej (a może właśnie dlatego?), że tego typu dźwięków słucham raczej rzadko.
Wyd. self-released, 2019
Lista utworów:
1. Czerń
2. Pryzmat
3. W obliczu końca
4. Iluzjana
5. Jeden
6. Początek
Ocena: 7/10
