VETRARNOTT – SCION
(15 lipca 2019, napisał: Robert Serpent)

Vetrarnott to świeżaczek na scenie, a „Scion” to pierwszy materiał jaki wydał zespół. Twórcy opisywanego materiału pochodzą ze słonecznej Italii, a początek Vetrarnott miał miejsce w 2015 roku. Początkowo był to tzw. „one man band”, kierowany i założony przez osobnika o pseudonimie Gar Ulfr, ale pod koniec 2017 roku, po dołączeniu do zespołu dwóch gitarzystów (Valar i Osculum) Vetrarnott stał się regularnym zespołem. We wrześniu 2018 ukazuje się opisywany właśnie, wydany przez zespół, jedyny jak do tej pory materiał Włochów, czteroutworowa EP’ka (właściwie to trzy utwory plus jeden krótki utwór instrumentalny „Helvegr”). Całość trwa nieco ponad 20 minut, ale ilość muzyki jest wystarczająca, aby wyrobić sobie zdanie na temat formy jaką na chwilę obecną prezentuje Vetrarnott.
Włosi poruszają się w klimatach progresywnego black metalu i robią to na tyle sprawnie, że można się zapoznać z ich twórczością bez odruchu wymiotnego. Nie jest to oczywiście żaden kamień milowy w black metalu i zapewne kilka rzeczy można by było zrobić lepiej, ale pamiętajmy, że to pierwsze kroki Vetrarnott. Tempa raczej średnie, słychać troszkę zapożyczeń z heavy metalu, od czasu do czasu w tle pojawia się jakaś nieśmiała solówka gitarowa, czy też cięższe i wolniejsze partie gitar („La Voce degli Dei”). Tu i tam pobrzmiewa parapet. Warto dodać, że materiał został nagrany bez udziału perkusisty, automat perkusyjny został zaprogramowany przez założyciela zespołu, wspomnianego na wstępie Gara Ulfra i trzeba przyznać, że zabieg ten został przeprowadzony fachowo, bo gdybym nie wiedział, że na „Scion” nie ma garowego to bym się nie zorientował, że mam do czynienia z komputerowymi garami, że tak to ujmę.
Na pewno jakiś pomysł na muzykę Włosi mają, odnoszę tylko wrażenie, że kawałki zyskałyby na jakości, gdyby były krótsze, czasem wydaje mi się, że są na siłę wydłużane i jest to robione zupełnie niepotrzebnie i opiera się na wałkowaniu w kółko jednego motywu, przez co muza traci na wartości. Szczególnie drażniące jest to w otwierającym „Scion” utworze pt. „The Tide”. Drugą rzeczą, która mnie drażni, jest wokal. Niby nic takiego złego w nim nie ma, ale jakąś taką wkurzającą manierę wokalną ma Gar Ulfr. Kojarzy mi się bardzo z pewnym zespołem polskim, poruszającym się w klimatach technicznego death metalu, gdzie również nie mogłem przyzwyczaić się do maniery wokalnej krzykarza. Może to jest tylko moje „szukanie dziury w całym”? Na szczęście co jakiś czas pojawią się urozmaicające całość niższe growle.
Do brzmienia nie można mieć żadnych uwag, ale teraz to już jest norma i nie ma co rozpisywać się na ten temat.
Reasumując, szału nie ma, nie jest też tragicznie. Ot, taki typowy średniaczek, który można potraktować jako ciekawostkę i czasem sobie zapodać, bez większych „ochów” i „achów”. Czy z tej mąki będzie chleb przekonamy się w przyszłości.
Wyd. własne zespołu, 2018
Lista utworów:
1. The Tide
2. Unbound
3. Helvegr
4. La Voce degli Dei
Ocena: 5/10
