Bolt Thrower, Malevolent Creation, Nightrage, Necrophagist
(18 stycznia 2006, napisał: Prezes)
Data wydarzenia: 18 stycznia 2006

Bolt Thrower i Malevolent Creation na jednej scenie?! I do tego okraszone jeszcze technikami z Necrophagist? Przecież nie mogłem sobie odpuścić takiej imprezy! No i na szczęście nie odpuściłem… Po dość sporych kłopotach ze znalezieniem klubu w końcu dotarliśmy na miejsce, a w tym samym czasie goście z Niemiec zaczynali już swój set. Byłem strasznie ciekaw jak ta ich ultra skomplikowana i trudna muzyka wypada na żywo, ale muszę przyznać, że nie zawiodłem się ani trochę. Necrophagist grali kawałki prawie dokładnie tak jak na płytach, nie stosując żadnych uproszczeń. Chyba połowę czasu ich występu zajęły kosmiczne solówki, podczas których szczęka sama zjeżdżała człowiekowi do parteru i z trzaskiem uderzała o posadzkę. To co ci faceci wyprawiali było naprawdę niesamowite. Idealne połączenie brutalnego death metalu z techniczną precyzją i klasycznym wręcz klimatem. Poleciały zarówno kawałki z ostatniego „Epitaph”, jak i debiutanckiego „Onset Of Putrefaction”. Jako następny po Niemcach na scenie miał pokazać się bliżej mi nie znany Nightrage. W kuluarach dowiedziałem się, że grają oni „coś na kształt In Flames”, więc pomyślałem że może być interesująco. No i faktycznie z melodyjnym death metalem mięli dość dużo wspólnego, tyle że od wspomnianych wcześniej ojców gatunku różnili się chyba dość znacznie stopniem agresji. Wściekły, opętańczy wokal, chwytliwe, ostro tnące gitary już po kilku utworach skutecznie rozruszały publiczność. Chyba nie tylko mi spodobał się ten przebojowy występ. Zaraz po Nightrage scenę zajęli brutale z Malevolent Creation. Widziałem ich występ kilka lat temu na Metalmanii, ale tym razem zrobili na mnie dużo większe wrażenie. Ściana death metalowego łojenia rodem zza Atlantyku masakrowała moje uszy przez niespełna godzinę. Amerykańce przyjechali promować swoją, nieco zakurzoną już płytkę ”Warkult”, ale na szczęście grali także sporo starszego materiału. Występ sam w sobie świetny, ale jak dla mnie to dźwięk mógłby być trochę bardziej czytelny. Ogólnie jednak masakra!
Przyszedł wreszcie czas na to, na co czekała większość zgromadzonych tego dnia w klubie Extreme ludzi. Bolt Thrower. Angielska legenda ze swoją maszyną wojenną zawitała w końcu i do Polski. Z głośników poleciało intro i po kilku minutach rozbrzmiewały już pierwsze takty „At First Light”. Wojna rozpoczęta… Szalejąca publika zostaje na przemian miażdżona ciężkimi jak czołg T-34 zwolnieniami i masakrowana szybkimi niczym serie z kałacha riffami. Praktycznie bez ustanku wrze ogromny kocioł pod sceną, a podczas każdej przerwy publiczność nie daje wokaliście dojść do głosu skandując nieprzerwanie nazwę zespołu. Za mikrofonem Bolt Thrower, po krótkiej przerwie ponownie pojawił się Karl Willets i widać było, że występy na żywo sprawiają mu wiele radości. Gość ryczał nieprzeciętnie swoim tytanicznym głosem, bardzo dobrze się przy tym bawiąc. Jak nie trudno się domyślić set w głównej mierze składał się z utworów z ostatniej płyty „Those Once Loyal” (chyba z 5 kawałków), ale nie zapomniano także o starszych kompozycjach. Koncert zakończył się obowiązkowym bisem, po około godzinie death metalowej uczty.
W ogólnym rozrachunku wypad bardzo udany i nie żałuję ani wydanych 40 zetów, ani półgodzinnego błądzenia po Krakowie w poszukiwaniu klubu, ani tym bardziej tych dwóch godzin snu, które pozostały mi po powrocie do domu…
