MY OWN ABYSS – ABYSS EP
(5 marca 2019, napisał: Robert Serpent)
Kiedy odebrałem przesyłkę wysłaną przez Prezesa, w której znajdowało się kilka zacnych pozycji, jak zwykle się ucieszyłem. Między różnymi ciekawymi płytami (o których będziecie mieć okazję tutaj poczytać w swoim czasie) wsadzona była płytka opisywanej właśnie kapelki. Zacząłem się zastanawiać cóż to Prezes mi wcisnął… Nigdy i nigdzie nie natknąłem się do tej pory na nazwę My Own Abyss. Opcje były dwie: albo jestem ignorantem nie nadążającym za natłokiem nowych wydawnictw nowych zespołów (co wcale nie jest takie trudne przy dzisiejszym zalewie muzyki) albo jest to pozycja, która nie wpasowuje się w moje gusta muzyczne.
My Own Abyss to młoda, rodzima kapela stawiająca pierwsze kroki na scenie. Przeszukując co nieco sieć, trafiłem tu i tam na wzmianki o MOA i okazało się, że aż takim ignorantem nie jestem, ponieważ zespół obraca się w ramach gatunku powszechnie zwanego metalcore, co nijak nie idzie w parze z moimi muzycznymi zapatrywaniami. Pięknie, pomyślałem. Może czymś podpadłem, a może płytka trafiła do mnie losowo. Nieważne… Trzeba było się zebrać w sobie i podjąć wyzwanie.
Nie muszę nikogo przekonywać jak ciężko opisuje się muzę, której się nie czuje, mało tego, muzę, którą omija się szerokim łukiem.
Sześć utworów, które zostały zamieszczone na „Abyss EP” niestety nie zmieniło mojej awersji do tego typu grania. Szarpane riffy, podlane w sporej ilości melodiami i mój najgorszy koszmar, całe mnóstwo czystych płaczliwych wokali. Tego nie jestem w stanie przełknąć za żadne skarby świata. Wszystko z czym kojarzy się ten nieszczęsny gatunek zostało zmieszcone w tych sześciu utworach. Z ciekawostek należy dodać, że członkowie My Own Abyss troszeczkę bawią się z elektroniką, która co jakiś czas nieco umila tę ciężką przeprawę.
Wśród młodzieży (i pewnie nie tylko) takie granie jest popularne, na pewno zespół w kręgach fanów metalcore ma szansę się wybić, bo w żaden sposób nie odstaje od „tuzów” gatunku. Przykro mi, ale ja nie potrafię się przełamać i taka muza działa na mnie jak płachta na byka. Brakuje tu wszystkiego czego szukam w muzyce. Jest „słitaśnie”, nijako i kwadratowo. Prawie każdy zespół tego typu brzmi podobnie więc nie będę silił sie na porównania. Na pewno członkom My Own Abyss nie obca jest szwedzka szkoła melodyjnego death metalu, a czarę goryczy przelewają wspomniane nieco wcześniej czyste wokale. Ja z tego pociągu wysiadam na pierwszym lepszym przystanku. Nie ten kierunek.
Dla fanów zarazy zwanej „metalcore” pozycja zapewne warta uwagi, ale obawiam się, że wsród osób czytających te słowa zbyt wiele takich osób się nie znajdzie. Panowie, nie ten adres niestety… Ja do tej płytki nie wrócę i nie będę udawał, że mi się podoba. Przykro mi, ale metalcore mnie drażni, wkurwia i doprowadza do szału, nawet jeśli próbuję to nie potrafię znaleźć w takich dźwiękach żadnych pozytywów.
Sorki, ale tutaj piszę się o metalu, a takowego tutaj nie uświadczyłem! Jestem zdecydowanie na nie i nie chcę mieć nic wspólnego z tym nurtem.
Wyd. własne zespołu, 2018
Lista utworów:
1. Diary And Decree
2. Favour
3. Prison Of Myself
4. Last Words Combat
5. The Innocents
6. Break These Chains
Ocena: -4/10
https://pl-pl.facebook.com/MyOwnAbyss/