PSYCHO VISIONS – INFLECT
(27 lutego 2019, napisał: Robert Serpent)
Psycho Visions został powołany do życia w 2015 roku w Rzeszowie. Jeszcze w tym samym roku zespół wypuścił demo zatytułowane „Further, Darker, Deeper…”. Po trzech latach rzeszowianie wydali własnym sumptem opisywany tutaj debiutancki krążek „Inflect”.
Tak się składa, że zanim otrzymałem płytę widziałem Psycho Visions na żywo. Występ wywołał u mnie raczej mieszane uczucia, image zespołu przypomina nieco wizerunek słynnej Angeli Gossow (jeśli ktoś nie kojarzy, to była wokalistka Arch Enemy). Być może jestem w błędzie, ale takie jest moje pierwsze skojarzenie. Ogólnie członkowie Psycho Visions upodobali sobie biały kolor. Ja tam wolę czerń, ale jestem zapewne mało oryginalny. Podobnie, co do wizerunku zespołu, mieszane uczucia mam odnośnie muzyki zawartej na „Inflect”, ale o tym poniżej.
Osiem utworów trwających niespełna pół godziny wchodzi w skład debiutanckiej płyty Psycho Visions. I żeby nie było, że kręcę nosem i szukam kwadratowych jaj. Muzycy rzeszowskiej załogi potrafią grać na instrumentach i to słychać na „Inflect”. Muza jest trudna do zaszufladkowania, a to jest duży plus. Momentami panowie podjeżdzają pod mój „ukochany” melodyjny death metal (chociażby otwierający album utwór „Black Sky”), ale są to raczej epizodyczne momenty. Struktury utworów na „Inflect” są dość połamane, okraszone potężną ilością melodii. Ewidentnie widać i słychać, że Psycho Visions ma pomysł na muzykę i czerpie radość z jej tworzenia i grania. Zamiast czerni i srogich min mamy tutaj biel i dużo uśmiechu, pewnie nie wszystkim przypadnie to do gustu.
Do ewidentnych minusów muszę zaliczyć brzmienie materiału i niestety partie wokalne. Nie wiem czy brzmienie to efekt zamierzony, ale nazwałbym je bardzo mało przekonującym. Brakuje zdecydowanie dołów, jest dosyć bezpłciowe i jakieś takie matowe. Nie wiem ile czasu muzycy spędzili w studio nagraniowym, ale uważam, że można by było spróbować osiagnąć ciekawszy efekt, a to zapewne odbiłoby się korzystniej na odbiorze całości.
Co do wokali… Odnoszę wrażenie, że często i gęsto, najzwyczajniej w świecie nie pasują do muzyki. Dużo to heavy metalowego czy nawet rockowego feelingu… Dużo więcej niż metalowego pazura. Wydaje mi się, że growlujące wokale pasują tutaj jak musztarda do dżemu (przykładowo utwór „Omne Trinum Perfectum”). Tak sobie myślę, że gdyby popracować nad brzmieniem i chociaż urozmaicić nieco wokale to całokształt twórczości Psycho Visions tylko by na tym zyskał.
Po stronie plusów należy zaliczyć na pewno umiejętności obsługi instrumentów przez muzyków (bas!), mało schematyczne budowy utworów i wspomniany nieco wcześniej brak możliwości zaszufladkowania muzyki.
Reasumując… Nie jest to raczej pozycja skierowana do odbiorców lubujących się w siarze, rzezi i wypluwanym litrami jadzie, a raczej do miłośników nieco lżejszych klimatów, nie gardzących szeroko rozumianymi metalowo-rockowymi brzmieniami i otwartych na radość czerpaną z gry i „zabaw” z instrumentami. Pozycja warta do sprawdzenia dla fanów dźwięków pozbawionych diabła, ćwieków, łancuchów i krzyży, dla tych co zamiast groźnych min, peta i browara w ręce wolą wytrawne winko i raczej radośniejsze granie . Tak ja to widzę… Ocena leci w dół za linie wokalne.
Wyd. własne zespołu, 2018
Lista utworów:
1. Black Sky
2. Soul Collector
3. March of Mannequin
4. Red Devil
5. Insatiability
6. Dream My Son
7. Omne Trinum Perfectum
8. Dance of a Madman
Ocena: -6/10