VALDUR – GOAT OF INIQUITY
(12 września 2018, napisał: Robert Serpent)
Niecały rok po wydaniu „Divine Cessation” piątego długograja w dyskografii, amerykański Valdur wraca z szóstym albumem zatytułowanym „Goat of Iniquity”. Nie owijając w bawełnę, płyta ta to potężny cios skierowany ku wszystkim modnym, polerowanym do granic możliwości i sztucznym tworom muzycznym, które dzięki nowoczesnej technice i szeregu „zabiegów” jakie dają studia nagraniowe zatraciły gdzieś pierwotną istotę prostolijności w ekstremalnej muzyce.
„Goat of Iniquity” to sześć utworów szczerego do bólu, wytaplanego w brudzie, ociekającego krwią i cuchnącego siarką black/death metalu. Brzmi banalnie? Być może, ale ta płyta dosłownie rozpierdala w drobny mak wiele innych, mających tyle wspólnego z naturalnością i szczerością przekazu, co ja z gwiazdami sceny disco polo. Nie rurki, nie elegancko zaczesane fryzurki, tylko skóry, ćwieki, ciężkie buciory i unoszący się nad materiałem duch lat 80-tych. Brzmienie jakie osiągnął Valdur na „Goat of Iniquity” to jest mistrzostwo świata. Ten materiał jest tak autentyczny, tak podły, szorstki i prymitywny (w pozytywnym znaczeniu tego słowa), mroczny, ekstremalny i duszny, że bardziej by już nie mógł, bo członkowie Valdur osiągnęli (moim zdaniem) maksimum. Jeżeli sąsiad lub sąsiadka zapyta mnie któregoś dnia czy nie wiem co jest przyczyną szeregu dziwnych zdarzeń (typu obracające się krzyże na ścianach, dziwne nocne bicie w dzwony czy cień przemykającego kozła), odpowiem krótko, „Valdur!”
Słuchając tej płyty ma się wrażenie, że otwierają się bramy piekła, a z każdej możliwej strony otaczają nas wściekłe demony. Amerykanie dokonali niebywałej sztuki, sześcioma uderzeniami wskazali drogę jaką powinno się kroczyć chcąc grać i tworzyć czarny metal. „Goat of Iniquity” niech będzie nauką i drogowskazem jak stworzyć dzieło doskonałe bez upiększaczy, udoskonalaczy i innego tego typu gówna. I zdaje sobie sprawę, że nie wszystkim przypadnie do gustu ta muza, część przypadkowych słuchaczy może się porobić w pory ze strachu. I możecie wierzyć lub nie, ale tak właśnie to ma wyglądać. Tutaj nie ma miejsca na cukier puder czy inne mdlące słodkości, to jest prawdziwe piekło i głos podziemia czyli tego co w ekstremalnym metalu najpiękniejsze. Valdur przypomina o kwestiach najważniejszych w kontekście tworzenia muzyki metalowej, niestety w pogoni za rzekomą doskonałością i czytelnością brzmienia, w pogoni za stworzeniem pozornie albumu „doskonałego” często zapominanych lub bezczelnie odrzucanych, czy co gorsze wyśmiewanych. A jak mówi pewne przysłowie, „co to za ptak co własne gniazdo kala?”
Płyta w sprzedaży ukaże się 19 października… Warto nabyć ten album i umieścić na swojej półce…
Ze swojej strony dodam, że takiego albumu mi trzeba było. Studyjnym pedantom, pozerom i wszelkiego rodzaju pizdeczkom jedno wielkie „fuck off” od Valdur. Dokonało się!
Wyd. Bloody Mountain Records, 2018
Lista utworów:
1. Divine Halls of Obscurity pt.I
2. Goat of Iniquity / Devouring the Whore of Darkness
3. Divine Halls of Obscurity pt.II
4. Spiritual Exhaust (The Beyond)
5. Inhale the Floodgates Open
6. (Iniquitous)
Ocena: 10/10