OMEGA DIATRIBE – TRINITY
(27 sierpnia 2018, napisał: Robert Serpent)
Wpadła w moje łapska płyta kompletnie dla mnie anonimowego Omega Diatribe. Nigdy nie spotkałem sie z tą nazwą ani żadnymi ich dokonaniami. Otwieram płytę i spoglądają na mnie podejrzane typy, w dość luźnych ubraniach, ze sporą ilością kolczyków i tatuaży (akurat to mi sie bardzo podoba, bo sam jestem wielkim fanem tatuaży). Niestety już pierwszy rzut oka na zawartość płyty i zaświeciła mi się ostrzegająca lampka, że może być to dla mnie ciężka przeprawa. Przynajmniej wyjaśniła się kwestia dlaczego nie słyszałem wcześniej o tych Węgrach, nie do końca leżą mi tego typu zespoły, ponieważ jestem zdecydowanym i zagorzałym fanem tego co było dawniej i tego co muzyka metalowa ma w sobie najpiękniejszego czyli dostania po pysku szczerym i prostym graniem. Jednak jak powszechnie wiadomo czasami pozory mylą, a liczy się najbardziej muza.
Pogrzebałem zatem troszeczkę w sieci, okazuje się, że Omega Diatribe istnieje od 2008 roku, a „Trinity” to ich drugi długograj (debiutancki „IAPETUS” ukazał się w 2013 roku, który, jak czytamy na oficjalnej stronie zespołu, został nominowany do „Najlepszego albumu roku” na Węgrzech i wylądował na drugim miejscu).
Wygląda zatem na to, że sroce spod ogona panowie nie wypadli. Płyta ląduje w odtwarzaczu i jedziemy z koksem Panie i Panowie, czy jak mawiają smutni faceci (?) w czarnych sukienkach „Bracia i Siostry”. Dość połamane kawałki, wykrzyczany wokal, siedmiostrunowe gitary i dobrze słyszalny pięciostrunowy bas. Nie będę udawał i się wymądrzał, że jestem ekspertem i znawcą tego typu muzy, bo tak nie jest i zapewne nigdy tak nie będzie. Na pewno Węgrom nie obca jest twórczość przodowników w tego typu graniu czyli Meshuggah. Nie można panom z Omega Diatribe odmówić umiejętności gry na instrumentach, bo basista odwala kawał dobrej roboty, ale kurwa… Ja nie czuję takiej muzy, nie ma tutaj tego co dla mnie w muzyce najistotniejsze. Nie dostałem po pysku, nawet z tzw. „liścia”, nawet nie zostałem draśnięty. Co gorsze, po szóstym „Replace Your Fear” zacząłem czuć się zmęczony płytą, a to dopiero połowa płyty. Nie chcę być źle zrozumiany, bo takie granie ma swoich fanów, zapewne na koncertach muza sprawdza się dobrze, tym bardziej, że jak wyczytałem Omega Diatribe trochę tych koncertów gra i ma zamiar grać ich jeszcze sporo. Jeśli ktoś lubi napierdalać pod sceną jakieś wywijańce, kopniaki, a słowo „core” coś dla niego znaczy to na pewno znajdzie tutaj coś dla siebie. Mnie ta płyta nie siadła kompletnie. Nie moja liga zupełnie. Jeszcze żeby coś Panowie urozmaicali swoje utwory, a jest dość jednostajnie i leci utwór po utworze, a ma się wrażenie jakby cały czas w kółko słuchało się pierwszego na płycie „Souls Collide”. Zbyt jednostajnie, zbyt mało agresywnie, zbyt kwadratowo i zbyt długo. Zmęczony się czuję słuchając „Trinity”, a przecież muzyka ma relaksować, a nie drażnić, nieprawdaż? Najlepszy na płycie i najciekawszy dla mnie utwór to zamykający płytę, instrumentalny, akustyczny i relaksujący „Tukdam”.
Pozycja wyłącznie dla fanów dziwnych brzmień w stylu Meshuggah itp. Ja z tego pociągu wysiadam na pierwszym lepszym przystanku.
Wyd. Metal Scrap Records, 2018
Lista utworów:
1. Souls Collide
2. Filius Dei
3. Trinity
4. Spinal Cord Fusion
5. Divine Of Nature
6. Replace Your Fear
7. Oblation
8. Chain Reaction
9. Denying Our Reality
10. Compulsion
11. Wraith
12. Tukdam
Ocena: +5/10
https://www.omegadiatribe.com/