Blitzkrieg III – Katowice
(9 września 2005, napisał: Prezes)
Data wydarzenia: 9 września 2005

Znowu jesień, znowu koncerty, znowu Blitzkrieg… Ktoś może powiedzieć, że zaczyna się to już robić nudne. Na szczęście Mariusz Kmiołek skutecznie dba o to, aby nudno nie było. W tym roku na trasę, oprócz naszych polskich gwiazd, zaproszone zostały także zagraniczne perełki. Mało tego, Blitzkrieg to już nie tylko trasa po Polsce, lecz duża koncertowa machina odwiedzająca większość krajów Starego Kontynentu. Nie mógłbym sobie zatem odmówić stawienia się w katowickim Mega Clubie, szczególnie, że cena (jak na gwiazdy tego formatu) była w miarę przystępna.
Na pierwszy ogień poleciał, wyrastający ostatnio na gwiazdę dużego formatu Lost Soul. Na koncert wrocławskich rzeźników czekałem z niecierpliwością, bo nie ma co ukrywać, że ich ostatni album po prostu urwał mi głowę. Zagrali tak jak się spodziewałem: ultra brutalnie, niezwykle agresywnie i oczywiście nienagannie technicznie. Dźwięk wprawdzie mógłby być trochę bardziej selektywny, ale w sumie nie ma co narzekać. O ile dobrze pamiętam, to Lost Soul zagrało po jednym kawałku z pierwszych dwóch płyt a reszta to oczywiście numery z „Chaostream”. Koncert świetny a ja tylko miałem nadzieję, że wysoki poziom występów się utrzyma…
Kolejnym tego wieczoru zespołem była francuska Anorexia Nervosa. Trochę bałem się jak przyjęty zostanie przez naszych maniaków ten zespół, ale na szczęście moje obawy były nieuzasadnione. Muszę przyznać, że moja przygoda z tą kapelą rozpoczęła i zarazem skończyła się na albumie „New Obscurantis Order”, wiec jakoś specjalnie z muzyką Francuzów obyty nie byłem. Zrobili na mnie jednak bardzo pozytywne wrażenie swoim niezwykle emocjonalnym symfoniczno-black metalowym show. Publiczności nawyraźniej także się podobało, ponieważ już po kilku utworach wprost jedli frontmanowi zespołu z ręki. Kolejny bardzo dobry występ a temperatura w Mega Clubie zaczyna osiągać trudne do zniesienia poziomy.
Jesteśmy już na półmetku dzisiejszej imprezy, na scenie zaczyna się wiec instalować Rotting Christ. Musze z wielkim zadowoleniem zaznaczyć tutaj, że tego dnia przerwy między koncertami trwały w miarę krótko a instalacja kolejnych kapel przebiegała niezwykle sprawnie. Piszę o tym dlatego, iż niestety nie jest to jeszcze regułą na koncertach organizowanych w naszym kraju. No ale wracając do Rotting Christ… Greccy Bogowie po prostu zmiażdżyli! Oczywiście zagrali kilka kawałków z najnowszego albumu „Sanctus Diavolos” ale nie zapomnieli także o starych hiciorach, wiec secik był raczej przekrojowy. Taki „In Domine Sathana” na przykład śpiewali chyba wszyscy obecni tego dnia w katowickim Clubie. Sakis Tolis (wokal i gitara – jakby ktoś nie wiedział) konferansjerem był raczej oszczędnym, ale widać było, że polska publiczność zrobiła na nim ogromne wrażenie. No ale w końcu maniacy mięli za co dziękować bo show, jakie dali weterani z Grecji było po prostu magiczne. Energia, agresja i klimat. Te trzy przymiotniki najlepiej opisują ten występ.
… no i przyszedł wreszcie czas, na naszą gwiazdę. Sam już chyba nie wiem dokładnie ile razy widziałem Vader na żywo. Wiedziałem dokładnie, czego mogę się spodziewać i mimo to ekipa Petera kolejny raz spowodowała u mnie szczękopad. Nie będę tu przytaczał po kolei co grali, bo każdy mniej więcej może to sobie wyobrazić. Był to po prostu występ na najwyższym poziomie, a do takich Vader już zdążył nas przyzwyczaić. Ogromnym problemem tego wieczoru, zarówno dla muzyków, jak i fanów (a po części nawet i dla sprzętu) była sięgająca granic wytrzymałości temperatura. Nie wiem czy to maniacy byli tak „rozgrzani” czy po prostu nawaliła klimatyzacja, ale faktem jest, iż było tak istne piekło. Gdy po koncercie zapalono światła, można było zobaczyć, jak pot dosłownie skrapla się i spływa po ścianach klubu. Jeżeli chodzi o sam występ, to nie mogło oczywiście zabraknąć hołdu oddanego zmarłemu niedawno Docentowi, były dwa bisy (na jeden czekaliśmy dość długo, bo Mauser się gdzieś stracił; Peter: „Gdzie ten skurwiel polazł?”) no i to wszystko…
Mówiąc krótko – był to profesjonalnie zorganizowany, i co najważniejsze niezwykle UDANY koncert. Nie pozostaje nic innego jak tylko napisać: do zobaczenia za rok! Niech wojna trwa dalej!
