Terrible old man – Fungi from Yuggoth
(23 września 2017, napisał: Pudel)

Czasem się zastanawiam, jak by Howard Phillips Lovecraft zareagował na muzykę inspirowaną swoją twórczością. Myślę, ze mógłby być to ciekawy widok, hehe. No ale my tu nie o tym, a o drugim dużym albumie niemieckiego Terrible old man. Kapela to dosyć młoda, bo działająca od trzech lat, działają jednak panowie prężnie – obok dwóch płyt było jeszcze demo. Muzycy ukrywają się pod pseudonimami w rodzaju Randolph Carter (pod tą ksywą znajdziemy akurat pana, który na początku lat dziewięćdziesiątych i potem od 1998 do 2010 roku grał w bardziej znanym Paradox) czy Barnabas Marsh, więc od razu wiadomo o co chodzi w „koncepcie” grupy. Co do muzyki, to bałem się, żeby nie były to jakieś „klimaty” czy inne progresywne smęty. Na szczęście nic z tych rzeczy. „Fungi from Yuggoth” to po prostu heavy metal. Dodajmy: w mocno niemieckim stylu. Czyli: ciężej niż NWOBHM, tempa raczej średnie, wokal dosyć niski – czyli raczej rejony Grave Digger, te cięższe rzeczy Accept, Sinner i takie tam, a nie żadne patataje. Oczywiście wszystko doskonale zagrane, zaśpiewane, wyprodukowane. Może nawet za bardzo to perfekcyjne momentami, jednak nie sposób kapeli odmówić energii – już choćby otwierający LP „The Book” to naprawdę kawałek solidnego grania. Może nie ma tu fragmentów powalających, jakiegoś materiału na „stadionowy” hicior, za to jest niemiecka solidność przez cały czas trwania płyty. No i dzieje się tu jednak niemało, czasem trafiają się balladowe motywiki(„Homecoming”), to znów fragment bardziej rockowy, czy bardziej zakręcone riffowanie („The Lamp”). Przydałaby się w tym miejscu jakaś konkluzja, ale szczerze to trochę nie wiem jak ten album ocenić. Jest to muzyka bardzo dobrze zrobiona, kompozycyjnie jest w porządku. Może brakuje jakiejś odrobinki szaleństwa… może w przyszłości zespół śmielej zapuści się na nieco inne muzyczne rejony(bo akustyczna miniaturka na końcu to trochę za mało…)? Całościowo „Fungi from Yuggoth” to jednak dobry, choć niczym specjalnie się nie wyróżniający album. Nie będę pisał bzdur, że to obowiązkowa pozycja dla kogokolwiek, niemniej jednak jak już leci, to spokojnie można sobie ten album przesłuchać, nawet kilka razy pod rząd. A to już coś.
Wyd. MDO Records
Lista utworów:
1. The Book
2. The Pursuit
3. The Key
4. Recognition
5. Homecoming
6. The Lamp
7. Zaman’s Hill
8. The Port
9. The Courtyard
10. The Pigeon Flyers
Ocena: +6/10
