Eternal Tear – Embrion
(2 sierpnia 2005, napisał: Sęky)
Kolejny już raz przyszło mi ruszyć w ponurą, smutną i romantyczną drogę. Mam na szczęście pięciu przewodników, więc na pewno mogę czuć się pewnie. Są może trochę młodzi, ale z pewnością znają się na swym fachu. Eternal Tear, bo tu o nich mowa, na swoim pierwszym, trwającym około 25 minut albumie, zaserwowali nam doskonały kawałek doom metalu w starym stylu. Gatunek ten nie należy do najpopularniejszych ,więc jak można się spodziewać, „Embrion” jest niezwykle szczerą płytą. Nie jest to tylko wniosek, wynikający z tego, że doom nie jest trendy, ale takie są to moje odczucia, towarzyszące kontaktowi z twórczością Eternal Tear. Posępne, ciężkie riffy, w których czuć ducha takich klasyków jak ANATHEMA, MY DYING BRIDE, czy BLACK SABBATH, miażdżą kości, a ponury wokal Kuby, sprawdzający się nieźle zarówno w growlach, jak i w czystych (choć trochę smętnych i jeszcze nie wyszlifowanych) partiach, przytłacza do ziemi swym wielkim tonażem. Momentami mam nawet wrażenie, że kapela próbuje uczynić swe kawałki na swój sposób progresywnymi, co także jest ogromnym plusem, gdyż czas trwanie przeciętnego utworu (ok. 7 minut), byłby nieznośny w przypadku muzycznej monotonii. Jedyną rzeczą, do której można się przyczepić, są aż dwa instrumentalne utwory (na pięć obecnych na tym materiale), nie mające za bardzo nic wspólnego z muzyką metalową. Nie mówię, że nie lubię introdukcji (a „Cry of Cyre” na pewno zalicza się do tych wyśmienitych), lecz zajmują one jak dla mnie za dużą część na „Embrion”. Generalnie jednak jest to świetny album i życzę ekipie Eternal Tear samych sukcesów, na które bezdyskusyjnie zasługują.
Lista utworóó
1. Cry of lyre
2. A Dialogue with…
3. Thorn of sadness
4. Vale of tears
5. Arthur Vacano
Ocena: 7+/10