Eternal Deformity – No Way Out
(17 kwietnia 2017, napisał: Pudel)
Istnieją zespoły, które ewidentnie są prześladowane przez pech, i wywodzące się z Żor Eternal Deformity chyba można do tej kategorii zaliczyć. Kapela powstała prawie ćwierć wieku temu i zaliczyli panowie takie etapy jak wydanie kasety u „Januszy biznesu” z Baron records, potem epizod w mającej dobre chęci ale chyba niezbyt wielkie możliwości Demonic records (i to w czasie, gdy granie jakie zespół reprezentuje było chyba u szczytu popularności), później były materiały wydawane samodzielnie, na początku obecnej dekady zespół trafił pod skrzydła niezbyt może prężnej, ale mającej swoje zasługi Code666 z Włoch, ale też ten epizod kapeli sławy i chwały nie przyniósł. „No Way Out”, czyli już szósty duży album Eternali z 2015 roku początkowo znów był wydany samodzielnie, jednak zainteresowało się nim szwedzkie wydawnictwo Temple of Torturous i pod koniec ubiegłego roku materiał doczekał się wznowienia (robiącego bardzo dobre wrażenie od strony edytorsko – wizualnej – niby nie to jest najważniejsze, ale jednak miło jak coś nie tylko dobrze gra, ale i dobrze wygląda). Album nie był jeszcze u nas recenzowany, więc trochę na temat jego zawartości muzycznej będzie tu napisane, jednak na początku bez żadnej złośliwości chciałbym dodać, że autentycznie podziwiam muzyków za to, że tyle lat już ciągną ten muzyczny wózek, i są konsekwentni w tym co robią. Moje kontakty z muzyką Eternal Deformity były do tej pory wyłącznie koncertowe, często w malutkich klubach, gdzie takie granie jakie zespół uprawia nie do końca ma szansę zabrzmieć jak trzeba, więc podszedłem do „No way out” bez żadnych konkretnych oczekiwań. No i cóż, z tych koncertów zapamiętałem, że zespół gra atmosferyczno – klimatyczny metal, bliski doomowi. No i mniej więcej takie dźwięki znajdziemy na tym CD. Raczej średnie tempa, choć perkusista potrafi zrobić użytek z podwójnej stopy. Riffy ponure i ciężkie, ale i wycieczki w stronę black metalu się trafiają. Nad całością rozpościerają się klawiszowe plamy i pasaże, czasem ponuro – organowe, czasem symfoniczno – atmosferyczne. Czyli tak jakby od My Dying Bride, przez Anathemę i the Gathering po nowszy Samael, Arcturus czy Darzamat. Przy czym Eternal Deformity zdecydowanie znalazło swój sposób na wymieszanie wymienionych przeze mnie składników (dodając jeszcze szczyptę progresywnego rocka czy metalu), więc album potrafi może nie tyle zaskoczyć, co zaciekawić. Przyznam bez bicia, że nie do końca jest to „moja” stylistyka, ale „No Way Out” potrafiło mnie zaintrygować, choć nie od razu. Za tymi bombastycznymi momentami klawiszami, dosyć standardowym growlem i tak dalej kryją się tu ciekawe melodie, zaś sam klimat – w przeciwieństwie do naprawdę wielu reprezentantów klawiszowego metalu z podobnym stażem – jest faktycznie dosyć mroczny, momentami duszny, nie pompatycznie – śmieszny. Może szkoda, że mało jest tu czystych wokali – tam gdzie są wypadają dobrze. Album bardzo dobrze brzmi, gitary i klawisze świetnie się uzupełniają i jest to chyba zarówno zasługa ZED studia jak i samych kompozycji – po prostu nie ma tu częstego w takim graniu niepotrzebnego pitolenia, byle osiągnąć „progresywny” czas trwania kawałka. Cóż, zapewne w Polsce fani atmosferyczno – mrocznego metalu znają już ten materiał nie od wczoraj, dobrze jednak, że szersza publika też dostała szansę na zapoznanie się z „No Way Out”… no i chyba czas już najwyższy pomyśleć o następnym krążku?
Wyd. Temple of Torturous, 2016
Lista utworów:
01. I
02. Esoteric Manifesto
03. Sweet Isolation
04. Reinvented
05. Mothman
06. Mimes, Ghouls and Kings
07. Glacier
Ocena: -8/10