Istidraj – Muerte Mundi Militia
(16 kwietnia 2017, napisał: Pudel)

Singapur nie jest białą plamą jeśli chodzi o metalową mapę świata, niemniej jednak kapele stamtąd wciąż mają dla nas w sobie coś egzotycznego. Istidraj to z tego co sobie wyszukałem legenda tamtejszego black metalu. Grupa, pod przewodnictwem wokalisty Lorda Ariana Inferno działa od 1993 roku, ma na swoim koncie milion splitów, demówek, EPek a także cztery duże albumy. O ostatnim z nich, pochodzącym z 2015 roku własnie tutaj piszemy. „Muerte Mundi Militia” ukazało się najpierw jako kaseta, kilka miesięcy później, już w 2016 roku materiał trafił na CD za sprawą zasłużonej stajni Iron, Blood and Death Corporation. Meksykańska wytwórnia wydała też wcześniej splita z udziałem Istidraj. Nie wiem mówiąc szczerze, jak prezentowały się wcześniejsze dokonania singapurskiej hordy, jednak „Muerte Mundi Militia” to po prostu black metal. Patrząc na staż grupy, nie dziwne, że najbliżej tej twórczości do drugiej fali black metalu, własnie z początku lat dziewięćdziesiątych. Gitary, brzmienie muszą przywoływać nazwę Mayhem. Zimne, ponure riffy, charakterystyczne przejścia bębnów, złowrogie melodyjki, nawet wokal miejscami zbliża się do tego co robili Dead czy Attilla. Przy czym Istidraj mało kiedy zrywa się do jakiegoś szaleńczego pędu, dominują raczej średnie, miarowe tempa. Przez co muzyka zyskuje sporo przestrzeni, a że przy całym tym mroku i tak dalej trafiają się tu całkiem chwytliwe (na thrashująca lub wręcz heavymetalową modłę) fragmenty, to moje myśli podczas odsłuchów kierowały się czasem w stronę takich grup jak Carpathian Forest czy nawet Immortal. Choć te wszystkie porównania są tu użyte wyłącznie poglądowo, płyta ma zdecydowanie „swój” charakter. Przede wszystkim gdzieś w tle da się tu wychwycić jakieś takie bardzo specyficzne i wciągające melodie, których nawet za bardzo nie potrafię opisać. Zespół świetnie operuje tez nastrojem, przeplatając marszowe, potężne, „epickie” fragmenty z riffami, które walą takim mrozem i złem, że naprawdę robi to wrażenie. Przyznam też, że za pierwszym razem jakoś mi nie podszedł ten album, jednak z każdym odsłuchem jest tylko lepiej, a to bardzo dobrze o materiale świadczy. Aż sobie poszukam wcześniejszych wydawnictw tej grupy- dawno już nie słyszałem tak dobrego black metalu, ani nie udziwnianego jakimiś smutami czy „nowoczesnością”, ani też nie „rock’n’rollowego”. Jest tu mrok i chłód, jest też metal i czad. Niczego więcej już nie trzeba.
Wyd. Iron, Blood and Death, 2016
Lista utworów:
1. Praeludium ad Finem Mundi
2. Lux Noir
3. Triumphant Ends
4. Via Negativa
5. Thy Destroyer ov Life
6. Malak al-Maut
7. Illuminating Darkness
8. Regicidal Ad-Dajjal
9. Earth’s Crematoria
10. Lux Noir (Re-Nir mix)
Ocena: 8/10
