NAGUAL – SELF-CONQUEROR (EP)
(26 marca 2017, napisał: Przem "Possessed")

Często, gdy mamy do czynienia z jednoosobowymi projektami, ich muzyka jest uproszczona, twórcom brakuje umiejętności grania na wielu instrumentach, co odbija się w znaczący sposób na ich muzyce. Nie dotyczy to jednak krakowskiego Nagual. Gdy wpadła w moje łapy ich EP nie mogłem się uwolnić od tych hipnotycznych dźwięków. Lata temu słyszałem, że black metal się kończy, że zespoły zjadają swoje ogony, że w tak prostej i hermetycznej muzyce nie da się wymyślić nic, chociaż odrobinę oryginalnego, a czas zweryfikował te osądy. Dość często pojawiają się nowe zespoły, które mają do zaprezentowania coś ciekawego, często nie banalnego. Myślę, że do takich kapel śmiało można zaliczyć Nagual. „Self-Conqueror” to zaledwie dwadzieścia minut muzyki, lecz dzieje się w niej tak wiele, że za każdym przesłuchaniem odkrywam coś nowego, kolejne smaczki misternie wplecione w tą jakże pełną emocji muzykę.
„Iskry zamiast łez” rozpoczynają się delikatnym gitarowym intrem. Pojawiają się sample, a płynąca muzyka delikatnie buja. Nagle równocześnie uderza wolny riff i mocne uderzenia perkusji. Muzyka wchodzi w rytm i płynie z ciekawym riffem i świetnie zaaranżowaną partią perkusyjną. Nieco schowany chrypliwy wokal wykrzykuje frazy w języku polskim. Pojawia się melodyjny refren z bardzo chwytliwym riffem. Właśnie takie granie kupuje mnie od pierwszej chwili. Jest brutalnie, a zarazem każdy dźwięk przepełniony jest emocjami. Perkusja przyspiesza, gdzieś w tle pojawiają się sample, wokal świetnie daje radę, a gitara prowadząca wprowadza świetny motyw. Siedząc i pisząc tą recenzję całe moje ciało wyrywa się ku tym dźwiękom, a głowa sama podskakuje. Pewnych rzeczy nie da się przekazać słowem pisanym. To co dzieje się w muzyce Nagual trzeba przeżyć, bo słowo „posłuchać” nie oddaje w pełni głębi tej muzyki. Często słyszymy o atmosferycznym black metalu i kojarzy nam się to z popłuczynami, a to jest właśnie atmosferyczny black połączony z mistrzowskim potężnym uderzeniem, co suma sumarum nadaje mu całkiem nowej jakości. Tytułowy „Self-Conqueror” po kilku dźwiękach gitary i delikatnych uderzeniach perkusji wchodzi na szybkie obroty. Gitara gra w średnim tempie, za to perkusja pędzi zmiatając wszystko z drogi. Pojawiają się krótkie zwolnienia, a wokal cały czas dopełnia muzykę z drugiego planu. Pojawia się szybko piórkowany riff i muzyka zwalnia, staje się nostalgiczna. Sample idealnie wplecione nie są zauważalne w pierwszej chwili. Wchodzi druga gitara z szybszym riffem, a partie perkusji zabijają aranżacją. Muzyka wraca w szybkie rejony i jeszcze bardziej przyspiesza zasypując nas gradem dźwięków i wykrzykiwanego tekstu. Znowu na pierwszy plan wysuwa się gitara prowadząca z melodyjnym riffem. Jeszcze przejście i kolejne natężenie dźwięków atakuje nasze narządy słuchu. Perkusja ulega stopniowemu wyciszeniu, a gitary wciąż grają swoje. Na koniec otrzymujemy jeszcze „Labyrinth’s Fall”. Początek utrzymany jest w średnim tempie, później perkusja przyspiesza, a gitara gra bardzo minimalistycznie, by po chwili również przyspieszyć. Muzyka wraca do średniego tempa, by kolejny raz przyspieszyć. Gitara wysuwa się na pierwszy plan i mimo dużej szybkości riff nie jest pozbawiony melodyjności. Po chwili całkowicie zmienia się rytmika perkusji i praca gitary, po czym następuje kolejna soniczna kanonada. Zazwyczaj niechętnie porównuję zespoły, ale w przypadku Nagual często na myśl przychodzi mi Bathory. Pewne patenty mistrza Quorthon’a nie nachalnie przewijają się w muzyce zawartej na „Self- Conqueror”. Lecz nie dajcie się zmylić, koncepcja muzyczna Nagual jest całkowicie odmienna niż nieodżałowanego Bathory i może to jest powód, dlaczego tak dobrze mi wchodzi ten materiał. Pojawia się nawet bardzo rytmiczny, utrzymany w średnim tempie fragment, przerwany przyspieszeniem i nagle…. Muzyka staje się nostalgiczna, perkusja cichnie, wokal staje się czysty i w pełni zrozumiały. Muzyka dąży do kulminacji, która rozwija się powoli z coraz większym natłokiem dźwięków. Kolejne zwolnienie i muzyka lekko przyspiesza, a riff kręci się w kółko, aż do kolejnej nawałnicy przepełnionej emocjami, krzykiem wokalisty, ciekawym riffem, którego dźwięki narastają, a wszystko to w tle perkusji, która dąży do Armagedonu. Dźwięki nasilają się, nakładają się na siebie tworząc pozorny chaos, przyspieszają by w momencie kulminacyjnym ucichnąć pozostawiając jedynie kilka dźwięków gitary na tle sampli. Muszę przyznać, że takie zakończenie tego materiału brzmi idealnie.
Cóż więcej mogę napisać? Raczej nie dużo. „Self-Conqueror” zachwycił mnie i niejako zmusił do sięgnięcia w przeszłość i zapoznania się z wcześniejszą EP Nagual. Kiedyś życzyłem sobie więcej tak nietuzinkowych zespołów i materiałów, a dzisiaj…. Cóż zawsze cieszę się gdy docierają do mnie takie materiały… tylko z wiekiem czasu jakoś mniej na słuchanie, a mój portfel też coraz lżejszy się staje, bo jak nie zakupić takiej płyty? W każdym bądź razie słuchajcie „Self-Conqueror” i jeśli trafi do Was tak jak do mnie, też nie będziecie mogli się oprzeć przymusowi zakupu.
Wyd. Putrid Cult. 2016
Lista utworów:
- Iskry zamiast łez
- Self-Conqueror
- Labyrinth’s Fall
Ocena: 9/ 10
https://www.facebook.com/Nagual.official/
https://nagual-official.bandcamp.com/
https://www.youtube.com/user/NagualOfficial
http://www.badtothebone.otwarte24.pl/
