Dolina Cieni – Horyzont Zdarzeń
(20 marca 2017, napisał: Pudel)

Miałem już okazję zajrzeć do tej myślenickiej Doliny Cieni, a to za sprawą debiutanckiego krążka formacji pod tytułem „Wzgórze tysiąca dusz”. Album nie był wolny od pewnych mielizn, ale ogólnie stanowił całkiem dobry kawałek atmosferycznego, melodyjnego grania z pogranicza metalu i mocniejszego rocka. Nie minęło wiele czasu i dostajemy album numer dwa. Tytuł i okładka sugerują, że panowie chcą nas zabrać ze swoim graniem w kosmos, ale stety albo niestety to nie do końca dobry trop. Przy poprzedniej płycie pisałem, ze nie byłoby źle, jakby zespół poszedł bardziej w melodie, bo w lżejszych fragmentach Dolina Cieni na tamtym wydawnictwie prezentowała się bardziej przekonująco. Czy tak się stało? Cóż, trochę tak, trochę nie. Na pierwszy rzut ucha „Horyzont zdarzeń” wydaje się mocniejszy, agresywniejszy. Na szczęście jednak kwintet nie zapomniał o melodii… po prostu jakby lepiej teraz te wszystkie elementy do siebie pasowały, tworzą bardziej zwartą całość. Mocniejszy, growlowany wokal, który trochę niedomagał na debiucie teraz prezentuje się kilka ładnych klas lepiej, partie wokalne są dużo lepiej zaaranżowane, dużo lepsze jest brzmienie całości – klawiszowe tła bardzo fajnie siedzą w miksie zaś gitarowo – perkusyjna podstawa tego grania robi naprawdę niezłe wrażenie. Kojarzy się to wszystko trochę z graniem sprzed 15 lat, wiecie, te wszystkie Evemastery, Towery… ale też trochę nawet Crematory (w tym sensie, że często mamy dosyć rockowe riffy a wokal leci równo z gitarą), przy czym muzycy z Myślenic na szczęście unikają tandety, jaka w twórczość Crematory jest wpisana niczym browar w sobotni wieczór. Do tego wszystkiego mamy trochę zagrywek rodem z rocka (neo)progresywnego, jak choćby w numerze „Furia”. Z kolei w numerze „Pan światła” mamy fajny, tajemniczy wstęp, który mnie osobiście przywołał przed oczy nazwy takie jak Enslaved czy Amorphis. Zaryzykowałbym twierdzenie, że właśnie ten numer to – nomen omen – najjaśniejszy punkt całego albumu, naprawdę udanie łączący metalową agresję, melodie i klimat. Ale cała płyta prezentuje raczej równy poziom, może troszkę odstaje numer „W nieznane” z nieco zbyt… nachalnym? refrenem. Całościowo jednak jest dobrze, nawet bardzo dobrze, biorąc pod uwagę, że w stylistyce w której zespół się porusza znacznie łatwiej o „piękną katastrofę” niż w przypadku tradycyjnego death, thrash czy nawet heavy metalu. Nie jestem szczególnym entuzjastą takiego grania, ale myślenicki zespół naprawdę daje radę. Wyeliminowano bolączki, które trawiły debiut (np. nowy album trwa około 50 minut zamiast ponad godzinę i też to dobrze wpływa na odbiór), poprawiło się brzmienie, nawet oprawa graficzna jest o wiele lepsza. Nie nazwałbym poprzedniej pozycji grupy falstartem, ale „Horyzont…” ma szansę o wiele bardziej namieszać na scenie i jakoś tam ustawić zespół. Dla fanów atmosferycznego, mrocznego, ale melodyjnego grania „horyzont zdarzeń” to rzecz naprawdę godna polecenia. A pozostałych też raczej ten materiał nie pogryzie.
Wyd. własne zespołu, 2017
Lista utworów:
1. Świt zagłady
2. Zmierzch królów
3. Furia
4. Polowanie
5. Pan światła
6. W nieznane
7. Wojna
8. Demon
9. Skaza
10. Horyzont zdarzeń
Ocena: +7/10
https://www.facebook.com/DolinaCieniOfficial/
