Embrional, Heaving Earth, Planet Hell, Spatial – RudeBoy Club, Bielsko-Biała
(14 lutego 2017, napisał: Prezes)
Data wydarzenia: 11.02.2017

Na podziemne koncerty metalowe nikt już nie chodzi, mało ludzi, bla bla bla… Narzekają wszyscy w Internetach zamiast ruszyć dupsko sprzed monitora i samemu poprawić frekwencję jakiejś zacnej imprezy. Dla mnie taka okazja nadarzyła się kilka dni temu (choć tych okazji ostatnio co niemiara…), bo do RudeBoy’a zjechać miały naprawdę mocne zespoły. Nie ma że boli, nie ma że rodzinna imprezka, na takim wydarzeniu trzeba być!
Jako pierwszy na deskach bielskiego klubu zaprezentował się Spatial. Ja niestety dążyłem ledwie na sam koniec ich występu (a jednak te rodzinne imprezki!), ale to co usłyszałem brzmiało całkiem nieźle. Po chwili jednak panowie pożegnali się i zeszli ze sceny, można więc było zrobić szybki rekonesans. W klubie, wbrew oczekiwaniom co poniektórych, było całkiem sporo ludzi. Może tłumów nie było, ale nie można też powiedzieć, żeby frekwencja nie dopisała. Szczególnie, że dzień wcześniej w Legnicy na ten sam skład ponoć przyszło znacznie mniej ludzi. Na pewno jakieś tam znaczenie miał fakt, że grały Śląskie kapele. Widziałem kilka ekip spoza Bielska, a i Czesi którzy zapewne przyjechali na Heaving Earth też się trafili. Martwi mnie jedynie, że młodzieży było jak na lekarstwo, a średnia wieku zgromadzonych, tak na oko była pomiędzy 30. a 40. rokiem życia. Na nieszczęście dla mojego portfela był też spory kramik z muzycznymi dobrami, a tam oczywiście merch grających kapel i Greg ze stoiskiem Godz Ov War. Czasu na zakupy i powitania ze znajomymi nie było jednak zbyt wiele, bo na scenie zainstalował się już katowicki Planet Hell. Ich debiutancki materiał zmiażdżył mi jajca, więc z niecierpliwością czekałem jak te, niełatwe przecież dźwięki będą brzmiały na żywca. I na szczęście nie zawiodłem się ani trochę. Przemek i spółka zabrali nas na kosmiczną podróż do gwiazd. Ich muza to idealne połączenie mocarnego, prącego do przodu death metalu z technicznym polotem i mocno progresywnymi zagrywkami. Na szczęście brzmienie było na tyle dobre, że wszystkie te techniczne smaczki, których w ich muzie jest naprawdę sporo, były do wychwycenia. Tu wszystko się zgadzały, wszystko grało tak jak należy. Widać połączenie doświadczenia i rutyny z młodością i świeżością to w ich przypadku strzał w dziesiątkę. To był naprawdę mocny set, okraszony oczywiście świetnym coverem „Earthshine”.
Odpoczynku po koncercie Astronautów zbyt wielkiego nie było bo po kilkunastu minutach przerwy ze sceny siekli już Czesi z Heaving Earth. Ja znam tylko ich debiut, czyli „Diabolic Prophecies” z 2010 roku, ale z tego co pamiętałem był to bardzo solidny materiał, takiego też występu się spodziewałem… A tu od razu strzał między oczy i opad szczeny! Panowie przyłoili tak ostro, że przez chwile miałem problem z pozbieraniem się. Potężny, smolisty death metal sączył się z głośników i wylewał na zgromadzonych słuchaczy. Wprawdzie czuć tu dość wyraźnie wpływy amerykańskiej sceny spod znaku Immolation czy Suffocation, ale było to zagrane tak precyzyjnie, że szacunek. Widywałem już koncerty dużo większych „gwiazd”, które jakoś niespecjalnie radziły sobie na żywca z własnym materiałem… I do tego jeszcze ten mocarny growl gościa o dość niepozornym wyglądzie! Kolejny świetny występ tego wieczoru.
Po takich strzałach rolę headlinera udźwignąć mógł chyba tylko zespół na takim poziomie, na jakim jest obecnie Embrional. Bardzo ciekawy byłem jak wypadnie ta gliwicka bestia w mocno przewietrzonym składzie. Gdy zaczęli miałem wrażenie, że coś nie do końca dobrze ustawione jest brzmienie. Na całe szczęście gospodarz Poli szybko zareagował i po kilku chwilach zaczęło się mielenie zebranych dźwiękiem. Poważnie, nie pamiętam kiedy ostatnio byłam na tak dobrze nagłośnionym gigu w RudeBoyu. Dosłownie wszystko co robili ze swoimi instrumentami panowie z Embrional było doskonale słyszalne. A to co robili to była już czysta magia… oczywiście czarna magia! Muzycznie i instrumentalnie ten zespół to już po prostu ekstraklasa i granie na takich imprezach jak chociażby Brutal Assault należy im się jak wygłodniałemu studentowi talerz chińskiej zupy. Widać było że tu nie ma żadnej spiny przy graniu, im te śmiercionośne dźwięki po prostu przychodzą tak naturalnie jak oddychanie. Sadzili zatem te swoje piekielne, pokręcone hity jeden za drugim, a publika nie chciała ich puścić ze sceny. Gdy już w końcu zeszli nie było co zbierać!
Cóż mogę więc dodać? Mamy dopiero luty a ja już byłem na koncercie roku. Przesadzam? Ruszcie dupska i sprawdźcie sami co te zespoły potrafią na żywca…
