Infidel – III
(20 stycznia 2017, napisał: Paweł Denys)
Wiele bezgwiezdnych nocny minęło odkąd Infidel przyłożył po raz pierwszy black metalową siarką prosto w twarz. W pewnym momencie wydawało się wręcz, że należy pogrzebać wszelkie nadzieje na ciąg dalszy. Sytuacji nie poprawiło wydane w międzyczasie video i ep-ka, które to materiały w żaden sposób nie mogły zaspokoić głodu nowych dźwięków wrocławskiego kommanda śmierci. W końcu zespół zebrał się w sobie, stworzył nowe dźwięki i pod koniec zeszłego roku dzięki niezawodnej Old Temple wypuścił „III”. Już sam tytuł mówi wiele o płycie, albowiem składa się ona z trzech kawałków, a łącznie każdy z nich trwa dokładnie 666 sekund. Nie trzeba chyba wyjaśniać w jakich klimatach się teksty obracają i komu Infidel służy? Jeśli ktoś tego nie wie, to najwyraźniej ta płyta nie jest dla niego. Za to zwolennicy bluźnierczego black metalu, który głęboko w dupie ma wszelkie nowinki i skupia się na wściekle tradycyjnej formie, będą z pewnością zadowoleni i wchłoną ten materiał każdym fragmentem swojego ciała. Nie ma tu żadnej litości, nie ma miejsca dla słabych. Black metal w wykonaniu Infidel odwołuje się do najlepszych tradycji, gdy nie jakieś wydumane pozy czy próby wciskania elementów z innych gatunków były na topie, ale bezczelne ładowanie dźwiękiem prosto w twarz stanowiło o sile tej muzyki. Czuć w tych trzech kawałkach pierwotną siłę, czuć zajadłość i wierność gatunkowi w jego najlepszej formie. Pewnie ktoś zakrzyczy, że to wszystko już było, ale tak po prawdzie to mam to w głębokim poważaniu, że się tak wyrażę. Na chwilę obecną leżę powalony nagromadzonym negatywnym ładunkiem, który wylewa się tu z każdej sekundy. Mrok, chaos i bluźniercza siła, to bezwzględnie najważniejsze atuty „III”. Niczego innego się tu nie spodziewajcie. Gitary piłuję niemiłosiernie, a sekcja nie pozostaje dłużna i katuje uszy z zapamiętaniem godnym wyższej sprawy. Nawet czas trwania poszczególnych kawałków nie jest przeszkodą, bo całość płynie wprost fenomenalnie, a więc o nudzie nie ma mowy. Oczywiście, jeśli ktoś będzie oczekiwał grania, które ostatnimi czasy święci triumfy, to się srodze zawiedzie, ale ci, którzy pamiętają stare czasy, gdy Skandynawia płonęła, a muzyka z tamtego regionu była autentycznie groźna będę wpiekłowzięci. Właśnie do takich ludzi ten album jest adresowany i do takich czasów się odwołuje. To, że odwołuje się w iście mistrzowskim stylu, a przy okazji nie jest tanią próbą naśladownictwa, to tylko dodatkowe plusy całości.
Wyd. Old Temple Records, 2016
Lista utworów:
1. I
2. II
3. III
Ocena: +8/10
https://web.facebook.com/chaosbloodblasphemy?_rdr