Skaza – Art Declined
(5 stycznia 2017, napisał: Paweł Denys)

Debiutanci to zazwyczaj mają mocno pod górkę. Raz, że nikt ich nie kojarzy, dwa już na samym początku mają na tyle przerąbane, że albo swoją muzyką rzucą na kolana albo szybko ludzie o nich zapomną. Takie mamy czasy, że mało kto może pozwolić sobie na marnowanie czasu i czekanie, aż jakiś zespół załapie formę i stworzy muzykę wartą wielokrotnego słuchania. Oczywiście, że takie postawienie sprawy nie jest normą, ale sami sobie szybko w myślach wyliczcie ile kapel olaliście już po ich pierwszym wydawnictwie? Skaza też jest debiutantem, który nie wydał żadnego mniejszego wydawnictwa tylko od razu zdecydował się zaatakować pełniakiem. „Art Declined” to ponad pięćdziesiąt minut muzyki, której głównym składnikiem jest szeroko rozumiany heavy metal. Bardzo dużo usłyszycie na płycie elementów, które jedynie w obrębie tego konkretnego gatunku mają prawo egzystować. Słychać w tym jakąś myśl przewodnią, słychać, że ci trzej dżentelmeni wiedzą jak umiejętnie wykorzystywać inspiracje, ale jednocześnie daleki jestem od stwierdzenia, że to jakaś ożywcza siła, która ma szansę mocno wbić się w dość mocno spolaryzowaną polską scenę. Jeszcze na to jest za wcześnie, choć panowie na pewno się starają, żeby nie było nudno. Tak więc dokładają tu sporo rzeczy, których niekoniecznie można się spodziewać po zespole deklarującym wykonywanie heavy metalu. Nie żebym miał coś przeciwko, ale jeśli już chcą pokombinować to najpierw powinni przysiąść w sali prób, spokojnie się naradzić i przestać upychać w swoją muzykę, co tylko im na myśl najdzie. Co za dużo, to niezdrowo i każdy o tym doskonale wie. Nie do końca mnie przekonują więc te całe brutalne momenty. Jeszcze wokal w tej tonacji mogę znieść, bo niewątpliwie dodaje całości kolorytu, ale gdy wchodzą momenty żywcem wyjęte z Behemotha (raczej z Hate, hehe) w „Archetype”, to ja wysiadam i dziękuje. Po co i na co tu takie motywy, to ja zupełnie nie mam pojęcia. Sporym za to plusem są tu próby, nieliczne ale jednak, tworzenia niezwykle podniosłej atmosfery. Jeszcze nie jest idealnie, ale słychać, że jest w tym jakaś myśl. Skaza zdecydowanie już na swoim pierwszym wydawnictwie nie chce być jednowymiarowa i to się jej nawet udaje, ale jeszcze sporo pracy przed tym zespołem, żeby wszystko hulało w najlepsze. Potencjał jest, gro dobrych pomysłów też. Pozostaje jedynie wyfiltrować z tych pomysłów to co najlepsze, przestać na siłę kombinować i skupić się na solidnej robocie, czyli graniu heavy metalu, bo to na dzień dzisiejszy najlepiej im wychodzi. Na razie jest poprawny krążek, ładnie wydany, ale nie potrafiący skutecznie zbajerować słuchacza. Momentami jest bardzo cacy, momentami zespół wpada w te same sidła, co wiele kapel przed nimi. Jeśli nauczą się unikać pułapek, a pan wokalista mocno popracuje nad wymową języka angielskiego (dość mocno to drażni), to może być bardzo ciekawie. Dziś jeszcze nie jest, ale do kompletnego zmieszania z błotem droga jest równie daleka.
Wyd. własne, 2016
Lista utworów:
1. Alarum
2. Route 17
3. Perpetual
4. Deresive Death
5. The Sixth Sun
6. By Lips Blackened
7. The Misused
8. Drowned In Strife
9. Frame of Fire
10. Archetype
11. My Treacherous Serenity
12. Approaching Storm
13. Vastness
Ocena: +6/10
https://web.facebook.com/skazawroclaw/?_rdr
