Guerra Total/Metalucifer – Split
(1 stycznia 2017, napisał: Pudel)

Rok 2017 jeśli chodzi o recenzje zaczniemy od splitu. Album ukazał się kilka miesięcy temu, nakładem francuskiej wytwórni zaś kapele dzielące CD między siebie pochodzą z Kolumbii i Japonii. Zaczyna kolumbijska Guerra Total, który to zespół miałem przyjemność poznać za sprawą ich albumu z 2014 roku zatytułowanego ślicznie „Cthulhu Zombies & Anti-Cosmic Black Goats”. Od tego czasu zespół dorobił się już kolejnego albumu, jednak na najnowszym splicie znajdziemy nagrania pochodzące oryginalnie ze starszych wydawnictw, konkretnie z trzech LP wydanych w latach 2010 – 2013. Przy czym nawet posiadacze tych płyt nie powinni od razu olewać tego splitu, bowiem numery nagrano na nowo. Jeśli chodzi o warstwę muzyczną to wielkiej filozofii tutaj nie ma – byle do przodu, szybko, brudno i z procentami. Totalnie nieoryginalna, ale za to bardzo sympatyczna mieszanka bardzo starego thrashu(pierwszy Slayer czy Anthrax, Sodom, Kreator…), speed metalu (Exciter), doprawiona szczypta heavy metalu i punka. Na wspomnianej przeze mnie na początku płycie z 2014 było to wszystko jeszcze podlane odrobiną staroblackowej polewki, tutaj tego nie ma – podobnie jednak jak na „Cthulhu zombies…” jest cała masa chwytliwych refrenów, jazdy do przodu bez trzymanki i słucha się tego z bananem na mordzie. Do tego brzmienie jest bardzo dobre, czytelne, co tylko dodaje jeszcze więcej pałeru tej muzie. Pięć numerów Kolumbijczyków byłoby w stanie obudzić umarłego, oczywiście przy dłuższym materiale już by się przydały jakieś zwolnienia, ale w takiej dawce jaka jest tu ten staroszkolny wpierdol działa doskonale. Druga część płyty należy do bardziej znanego, w pewnych kręgach kultowego, w innych znów wyśmiewanego Metalucifer. Dokładniej mamy tu pół EPki „Heavy metal hunter” z 1996 roku, oraz dwa dostępne do tej pory tylko na kompilacji z 2006 roku. Muzyka Metalucifer to doprowadzony do absolutnej granicy, może nawet przerysowany barbarzyński, surowy heavy metal. Lata temu nie byłem w stanie tego słuchać nawet dla beki, dziś może nie nazwałbym się fanem, ale chyba kumam o co w tym chodzi. Gezolowi i spółce nie sposób odmówić zaangażowania a srogie, surowe riffy naprawdę mogą się podobać. Wszystko jest oczywiście okrutnie surowe, niby nieporadne, ale choćby w siedmiominutowym „Bloody countess” klimat panowie stworzyli świetny. Może trochę w tym za dużo patosu jak dla mnie, ale słucha się dobrze – szkoda tylko, że w przeciwieństwie do Guerra Total nie dostaliśmy z japońskiej strony nic nowego. W każdym razie płyta jako całość wypada bardzo dobrze, obie hordy reprezentują klasyczne podejście do metalowego hałasu, ale obydwie robią to w zupełnie inny sposób, przez co obydwie części jednocześnie różnią się od siebie, ale też doskonale się uzupełniają.
Wyd. Forgotten Wisdom Productions, 2016
Lista utworów:
Guerra total:
1. Black Rock and Roll
2. Black Speed Rock and Roll
3. Evil Headbangers
4. Satan’s Army of the Apocalypse
5. Zombiehammer
Metalucifer:
6. Bloody Countess (Japanese version)
7. Wolf Man (Japanese version)
8. Headbanging (Japanese version)
9. Heavy Metal Samurai (Japanese version)
10. Warriors Ride on the Chariots (Japanese version)
Ocena: +7/10
