Vanik – Vanik
(22 listopada 2016, napisał: Pudel)
Niejaki Shaun Vanek, znany również jako Commandor Vanik i Doctor Shocker to gość, który nie narzeka raczej na brak zajęć. Gra (na różnych instrumentach) w dwóch kapelach, dodatkowo wspomaga na gitarze Midnight na koncertach. Żeby więc nie było nudno, wymyślił sobie solowy projekt. Siadł z różnymi pomysłami w styczniu przez weekend, a już w lutym jako śpiewający gitarzysta razem z dwoma bdb kolegami od serca (również grającymi w milionie podziemnych kapel) nagrał „na żywo, ale w studio” materiał, który trafił na opisywany tutaj, debiutancki album Vanik. Album zawiera dziewięć numerów grania, które przyznam bez bicia łykam bez popity. Zapewne w każdej recenzji tego LP znajdziecie słowo „oldschool” odmienione przez wszystkie możliwe przypadki. No bo właśnie „stara szkoła” aż wali z każdej sekundy trwania płyty. Przy czym wymieszano tu fajnie elementy różnych podgatunków ciężkiego grania, przy czym, mimo że ludzie tworzący ten skład mają na koncie grę w Midnight czy Toxic Holocaust, to thrashu czy w ogóle bardzo szybkich temp zbyt wiele tu nie ma. Są świetne heavymetalowe riffy, trochę speedmetalowego łomotu, wcale niemało melodii rodem z najlepszych bandów NWOBHM i odrobina – głównie w wokalach – punkowego brudu (a poza tym „Island of lost souls” to przecież czyste Misfits!). Nie trzeba być Sherlockiem, żeby wydedukować sobie nazwę zespołu, który łączył mniej więcej to samo – no przecież, że Venom. I sama muza i wspaniałe, soczyste ale surowe brzmienie przypominają dokonania wielkiego zespołu z Newcastle, przy czym może nawet bardziej od „Calm Before the storm” do „Waste Lands” niż żelazną klasykę. Przede wszystkim ze względu na właśnie sporą ilość melodii, które na szczęście są nienachalne i doskonale równoważą się z czadowymi fragmentami w rodzaju rozpędzonego „Eat you alive”. Przede wszystkim jedna rzecz: ta płyta nie broni się samym feelingiem i sentymentami, to jest po prostu bardzo dobra rzecz czysto muzycznie, przy całej surowości kompozycje są bardzo sensowne, a partie gitary głównego „winowajcy” robią duże wrażenie. Płyta długa nie jest, więc jak wybrzmią ostatnie takty, to można – i trzeba – włączyć ją od nowa, co niniejszym czynię a Wam radzę uczynić to samo, jeśli tylko album wpadnie w Wasze łapska.
Wyd. Van Records, 2016
Lista utworów:
1. Deadly Pleasures
2. Fire Again!
3. One More Dose
4. The Blackest Eyes
5. Blood Sucking Lust
6. Dr. Speed
7. Midnight Ghoul
8. Eat You Alive
9. Island Of Lost Souls
Ocena: 9/10
https://www.facebook.com/vanik666