Blindead – Ascension
(2 listopada 2016, napisał: Paweł Denys)

„To ciągle jesteśmy my” oraz „To nie jest album metalowy” – te dwa zdania z wywiadu dla Noise Magazine bardzo mocno utkwiły mi w głowie. Odebrałem je jako pewną asekurację, bo nie mam żadnych wątpliwości, że sam zespół zdawał sobie sprawę, że część fanów, szczególnie tych mocno zapatrzonych w trzy pierwsze płyty, może mieć spore opory przed przyswojeniem zawartości „Ascension”, a do tego na tej płycie debiutuje nowy gardłowy zespołu. Nie będę zdziwiony jeśli tak się stanie. W sumie już przy okazji „Abscence” pojawiło się kilka głosów, że to już nie to samo i zespół niepotrzebnie skręcił w inne rejony. Oczywistym więc jest, że teraz tych głosów będzie jeszcze więcej, ale jednocześnie nowy album Blindead jest potwierdzeniem tezy, że muzycy tego zespołu, to mocno kreatywni goście, którzy doskonale wiedzą co robią, jak również mają jasno określoną wizję muzyki przez siebie prezentowanej. Pierwsze co uderza podczas słuchania nowych utworów, to ograbienie muzyki ze sporej ilości ozdobników, które z czasem okazały się największą wadą poprzedniej płyty. Tym razem zdecydowanie większy nacisk został położony na kompozycję same w sobie, ale już w ich obrębie dzieje się naprawdę sporo. Przede wszystkim dziś Blindead obraca się w innych rejonach i z innych miejsc czerpie inspiracje, a że są one bardzo szerokie, to wystarczy zestawić ze sobą „Hunt” (fenomenalne partie wokalne), „Fall” i np. zamykający całość, kończący się w najlepszym momencie, „Hope”. Doprawdy, trudno napisać o tej płycie, że jest nijaka. Jest naładowana emocjami, pomysłami i została zlepiona w taki sposób, że napięcie, które pojawia się już podczas otwierającego całość „Hearts” z każdą kolejną chwilą tylko wzrasta. Niełatwa to sztuka i niejedna kapela na tym polu poległa, ale nie Blindead. „Ascension” przekonuje, że zmiany jakie zaszły w muzyce zespołu były potrzebne, żeby się nie zakisić przypadkiem w post metalowym światku. Na tamtym polu zespół zrobił co tylko mógł najlepszego i mierzenie się z własnymi dokonaniami, które już na stałe weszły do zbioru najlepszych polskich płyt z muzyką metalową, byłoby zupełnie bez sensu. Poszli więc w inne miejsce i po raz kolejny wygrali. Tak, właśnie wygrali, bo sprezentowali nam płytę, która zawiera w sobie całe pokłady znakomitej muzyki. Muzyki atmosferycznej z jednej strony, ale i nie pozbawionej pazura, choć trzeba od razu zaznaczyć, że mówimy tu o pazurze rockowym, a nie metalowym. Metalu tu nie ma i tutaj wypada się zgodzić z jednym ze zdań, które zacytowałem na samym początku. Czy to wada? W żadnym wypadku. Blindead gra to co chce i jak chce. To, że wciąż potrafią swoją muzyką zaczarować na tyle, że oderwanie się od „Ascension” jest zadaniem praktycznie niewykonalnym, to już inna bajka. Wyzbądźcie się oczekiwań, zapomnijcie o tym co było i dajcie czas zarówno płycie jak i sobie. Zwróci się wam to wszystko z nawiązką.
Wyd. Mystic Production, 2016
Lista utworów:
1. Hearts
2. Hunt
3. Horns
4. Wastelands
5. Pale
6. Fall
7. Gone
8. Ascend
9. Hope
Ocena: 9/10
https://web.facebook.com/blindeadofficial?_rdr
