Infatuation of death – Code of Impiety
(1 listopada 2016, napisał: Pudel)
Przykład „kariery” Infatuation of Death pokazuje, że nie ma sprawiedliwości w muzycznym świecie, także w metalowym podziemiu. Kapela choć zdobyła uznanie co bardziej zaangażowanych deathmetalowych maniaków, to nigdy nie zyskała rozgłosu na jaki zasługiwała. Wkrótce po powstaniu, gdy panowie grali naprawdę sporo i wydali kilka udanych wydawnictw na scenie rządziło nieco inne granie(choćby klawiszowy black), później zespół jakby nieco oklapł, występując dosyć sporadycznie. O nadchodzącej dużej płycie słychać było od ładnych paru lat, nawet pojawiły się jakieś recenzje promówki i wywiady, ale ostatecznie zespół zakończył działalność i wydawało się, że pełnowymiarowy album na zawsze utknął gdzieś w szufladzie. Na szczęście znaleźli się zapaleńcy, którzy doprowadzili w końcu do wydania płyty i oto „Code of Impiety” ujrzało wreszcie światło dzienne. Proszę w tym miejscu nie oczekiwać jakiegoś wielkiego obiektywizmu i sztuki dziennikarskiej – Infatuation of Death był pierwszym death metalowym bandem jaki widziałem(w 2002 roku), później bywałem na ich gigach ładnych kilkanaście razy i często były to niezapomniane imprezy i to nie tylko ze względu na niewątpliwie wysokiej klasy muzykę, hehe. W każdym razie „Code…” to niewiele ponad pół godziny krystalicznie czystego metalu śmierci. Muzycy idealnie wyważyli brutalność, grobowe brzmienie (cudownie ohydny wokal!) z odrobiną techniki i naprawdę niegłupimi rozwiązaniami w kompozycjach. W składzie, który nagrał ten album za bębnami znajdziemy niejakiego Bułę, który grał choćby w Morowe czy Nuclear Vomit i partie bębnów jeszcze bardziej zbrutalizowały dźwięki IOD – może minimalnie brakuje tu przebojowości, która była obecna na demówkach, ale ogólnie brzmi to wszystko zawodowo ale i żywo, czadowo. W sumie album to po prostu doskonały death metal, chciałem trochę pomarudzić, że na opakowaniu nie ma informacji kiedy to w końcu zostało dokładnie nagrane, ale… nie ma to znaczenia. Album broni się teraz, tak samo jak broniłby się te 5, 10 czy i 20 lat temu. Stylistycznie jak wspomniałem cudów tu nie ma, natomiast w ramach tej konwencji panowie zbliżyli się do absolutnego topu tej muzyki, gitarowe smaczki, solówki robią ogromne wrażenie. Mimo archiwalnego charakteru tego albumu po prostu NIE MOŻNA pominąć i w kategorii death metal jest to jak dla mnie bardzo mocna pozycja, jeśli chodzi o tegoroczne wyziewy. Lubisz Incantation, Immolation, stary Morbid Angel i tak dalej? No to zamów sobie tą płytę, natychmiast! Szkoda jedynie, że to pośmiertne wydawnictwo i na reaktywację podobno szans wielkich nie ma.
Wyd. Defense/Mythrone promotion, 2016
Lista utworów:
1. Code of Impiety
2. Left to the World
3. The Grand Declaration of Forever Hate
4. The Essence (Lead Us into Temptation)
5. Unblessed
6. Infatuation with Death
7. F.44.3
8. Icons of Impurity
9. Dead Christ Manifest
10. T.A.P.O.S.M.A.
Ocena: 9/10