TERRORAZOR – Abysmal Hymns Of Disgust
(9 października 2016, napisał: Paweł Denys)

Cieszy mnie fakt istnienia takich zespołów jak Terrorazor. Zespołów, które głęboko gdzieś mają innowacje, szeroko pojętą sztukę i zadowolenie wysublimowanej publiki. Zamiast tego wolą grac muzykę dla chamów i prostaków, ładować nieokrzesane i wysokoenergetyczne riffy, a przy tym bawić się w najlepsze. Nie mam wątpliwości, że Terrorazor się swoją muzyką bawi w najlepsze i nie zamierza tego zmieniać. Zresztą, to co grają wciągnie do zabawy więcej osób, a że po tej zabawie zostanie niezły chlew to już inna bajka. Nie spodziewajcie się więc tutaj niczego innego, jak zagranego na niezłym wkurwieniu grind core’a, który rozerwie wasze małżowiny uszne na strzępy. Najlepsze w tym jest to, że po tej masakrze będziecie błagać o więcej, nawet pomimo faktu, że będziecie solidnie poobijani. Terrorazor stawia na grind core w klasycznym ujęciu. Nie ma tu więc żadnych wstawek a filmów, nie ma żadnych rzygów i innych niepotrzebnych zabiegów, których jedynym celem byłoby ukrycie niedostatków samych kompozycji. Tych z kolei pod żadnym pozorem nie należy rozbierać na czynniki pierwsze. Nie ma to sensu, bo też wszystko jest tu na wierzchu. Cel tej muzyki jest od razu jasny. Ta obrzydliwa, chropowata i wyzuta z jakichkolwiek przejawów dobrego wychowania dźwiękowa nawałnica ma wybić zęby, zmęczyć, a być może nawet dostarczyć potężnego zastrzyku energii, ale to już zależy od stopnia zepsucia każdego z osobna. Wystarczy jedynie napisać, że te dziewiętnaście krótkich, z małymi wyjątkami, pocisków będzie was ranić raz za razem, ale niemalże od razu złapiecie się nad tym, że o to właśnie chodzi. To jest sens i czysta esencja grind core. Fakt, że słychać tu pewne wpływy metalu i punk rocka, ale to nie powinno nikogo specjalnie dziwić. Najważniejsze jest to, że te elementy doskonale doprawiają całość i dodają jej niemalże zaraźliwej przebojowości. Nie są to jednak przeboje, które będzie można usłyszeć w radiu. To są przeboje, które będą kazały publice rozwalać głowy na koncertach podczas szaleńczej zabawy. Właśnie po to, no przynajmniej dla mnie, gra się taką muzykę. Do jak najczęstszego prezentowania jej na żywo, do wyładowania wszelkich negatywnych emocji, a jednocześnie do nabrania niesamowitej energii. Trudno się tej płyty słucha w domowym zaciszy, zwłaszcza gdy nie można wesoło popląsać po pokoju. Nie bierzcie jednak tego zbyt mocno do siebie. Zamiast tego włączcie ten album i przekonajcie się, że nawet w dzisiejszych czasach staruszek grind core może zrobić wam niezłe kuku.
Wyd. Selfmadegod Records, 2016
Lista utworów:
1. The Fouling
2. Black Ash
3. Underground Shame
4. Trampling Down The Vermin
5. Altar of Obscenity
6. Inhale Death
7. No Salvation
8. Dead Body Delight
9. Vomit Upon The Cross
10. Fucking Whore, Ending In Gore
11. Orgy of Luxuria
12. Primitive Reaction
13. Pain Addiction – Prise The Suffering
14. Maggatos In Your Head
15. …From The Graves
16. In Deaths Cold Grip
17. Defilement of All Beauty
18. Nuclear Enlightment
19. Loss of Tempter
Ocena: 8/10
https://web.facebook.com/terrorazorgrind/?fref=ts
