Mrome – Noetic collision on the roof of hell
(15 września 2016, napisał: Pudel)

Okrutnie tajemniczy twór z tego Mrome. Zarówno informacje w książeczce omawianej tutaj płyty jak i obecność projektu w sieci są bardzo lakoniczne. Sprawa generalnie wygląda tak, że był sobie w Andrychowie zespół Kingdom, który nagrał kilka dem i się rozpadł. Niejaki Key V (znany choćby z Cremaster), który w tym zespole był gitarzystą i wokalista postanowił kilka lat temu wznowić działalność, tym razem jako dwusobowy hord (obok wyżej wymienionego na płycie gra enigmatyczny perkusista, ukrywający się pod ksywą „P”). A że po drodze Kingdomów na scenie się zaroiło, to mamy teraz Mrome. No i spoko. Przejdźmy jednak do muzyki, bo tutaj dzieją się rzeczy naprawdę ciekawe, choć niekoniecznie porywające od pierwszego odsłuchu. Ciężko tą muzykę nazwać ekstremalnym czy jakoś wybitnie ciężkim metalem, ale słychać moim zdaniem, że to metaluch z krwi i kości za to wszystko odpowiada. Co my tu mamy? Średnie tempa, dosyć ciężkie riffy, ale też raczej „piosenkowe” struktury kawałków a i sporo motywów włażących do łba dosyć głęboko się znajdzie (refren „Crush the moon”, początek utworu kolejnego, czyli „Migration cult”). Dobór coveru (Danzig, jakby ktoś się z choinki urwał) może jakoś wskazywać na muzyczne inspiracje… choć mnie momentami świtała inna nazwa przed oczyma. Samael mianowicie, z tych „nowszych” płyt. Trochę to takie skojarzenie z dupy, bo nie ma tu elektroniki i tego typu bzdur, ale gitary ale tez wokal jakoś tak uparcie mnie ku zespołowi na S. ciągną i nic na to nie poradzę. Kawałki są jak już pisałem dosyć na rockowo „przebojowe”, ale też niepozbawione nutki mroku, zdarzają się też bardziej ponuro – smętne fragmenty jak choćby „Piss and laugh”. I o ile cała płyta z takimi dźwiękami jak ten numer mogłaby zmulić, tak tutaj to dobrze pasuje. Zwłaszcza, że chwile później „Locust follows wind” atakuje niemal thrashową motoryką. Problem z tym albumem jest taki, że przy pierwszych odsłuchach niekoniecznie się te wszystkie smaczki wychwyca. Niezbyt szybkie tempa i dosyć „ociężałe” brzmienie z początku mogą – choć nie muszą - sprawiać wrażenie, że płyta jest monotonna i raczej średnio porywająca. Tymczasem to jest naprawdę bardzo dobra pozycja, w zasadzie gotowa do wydania przez jakąś fajną wytwórnię. Obawiam się tylko, że ten materiał może trafić w próżnie, będąc zbyt mało intensywnym i ciężkim dla zwolenników konkretnej sieki a zbyt ciężki dla „sofciarzy”. Niemniej jednak warto samemu sprawdzić, według mnie to naprawdę bardzo ciekawa rzecz.
Wyd. własne zespołu, 2016
Lista utworów:
1.Colors
2.Crush the Moon
3.Migration Cult
4.How the Gods Kill
5.Trust
6.Generation Anthem
7.Piss & Laugh
8.Locust Follows Word
9.Magister Figurae Morte
10.The Arsonist
Ocena: -8/10
