Mistyczna Noc – Besatt, Saltus, Beleth, Thanathron
(20 maja 2004, napisał: FATMAN)
Data wydarzenia: 20 maja 2004

20 maja kolejna już edycja katowickiej „Mistycznej Nocy” stała się faktem. Przed wejściem razem z ekipą (pozdrawiam – FAT.) znalazłem się kilka minut przed planowanym otwarciem koncertu, czyli godzina 19, ale że zespoły miały problem z ustawieniem akustyki oczywiście nie obyło się bez małej obsuwy. O dziwo przed wejściem nie było ani śladu jakiejś nerwowości, a fani spokojnie niczym na wzorowej majówce rozmawiali i śmiali się, czasem pociągając z puszki lub butelki złoty płyn. Wchodząc do środka można było usłyszeć końcówkę próby dźwięku Besatt i po okrzykach fanów od razu można było zauważyć, na kogo czeka tu większość zgromadzonych. Na pierwszy ogień poszedł kompletnie przeze mnie nieznany Beleth. Prawdę mówiąc nie widziałem więcej niż parę sekund ich występu, gdyż w czasie, w którym grali zajęty byłem przeprowadzaniem wywiadu z Besatt, ale z relacji kolegi mogę powiedzieć, że z rozgrzaniem publiki poradzili sobie całkiem dobrze. Następnie na scenę Mega Clubu wtoczyła się istna maszyna bojowa nazwana niegdyś Saltus. Chłopaki od czasu wydania swego ostatniego materiału dość mocno ewoluowali i coraz wyraźniej dryfują w stronę death metalu. Tu pochwalić muszę akustyka, który mimo, iż dysponował skromnym sprzętem spisał się całkiem dobrze. Wokal i gitary wcale nie zostały aż tak mocno marginalizowane przez basy, co jest nagminne w Mega Clubie. Taki to już urok tego miejsca. Saltu dwoił się i troił a fani coraz żywiej reagowali i odwdzięczali się zespołowi za świetny występ. Szczególnie podobał mi się luz sceniczny i brak jakiejkolwiek tremy, jaki prezentowali muzycy. Na finał zagrali oczywiście wyproszoną przez publikę „Słowiańską Dumę” i zeszli ze sceny. Pora jeszcze młoda, bo zegarek pokazywał jeszcze dziesiąta a z głośników zaczęło dobiegać intro „Gloria Causa Satani”. Na scenie pojawił się mnich z kadzidłem i po paru chwilach z mroku wyłonił się sam zespół. Zaczęli od solidnego uderzenia w postaci „Revelation”, następnie kolejny sierpowy w postaci „Toast Of Victory”, który po chwili przyniósł istny nokaut w postaci „Ave Master Lucifer”. Od tego numeru publika, która niestety nie była zbyt liczna tego dnia, a na moje oko zamykała się w liczbie 80 osób jadła już grupie z ręki. Kolejne cztery numery, tj. „Baphomet”, „Mad Minus”, „The Kingdom Of Hatred” i “Chalice Of Truth” nie wywołały już takiego odzewu fanów. Na koniec tego w sumie dość krótkiego występu zespół zagrał mały bis w postaci ponownego odegrania „Ave Master Lucifer”. Lucyfer zszedł ze sceny. Na pewno mogło się podobać frontmanienie Beldaroha, który za pomocą prostych w gruncie, jak np. stwierdzenie: „żegnajcie, my też się chcemy napić piwa” w pełni panował nad publiką. Niestety w tym miejscu pojawił się jedyny zgrzyt koncertu. Duże grono fanów myślało, że to już koniec i udało się do domu. Co prawda od dłuższego czasu wiadomo było, że Infernal War nie będzie mogło zagrać, ale jednak za nich pojawił się pierwszy grający tego dnia Beleth. Ludzie natomiast zapomnieli o zapowiadanym od samego początku Thanathron, który co prawda miał problem z dojazdem, ale jednak wystąpił tego dnia w Mega. Cóż, w czasie sztuki grupy aktywnie bawiło się trzech, a w momencie kulminacyjnym pięciu fanów, a jeszcze jakaś dziesiątka rozsiadła się po kątach klubu.
Zespół o dziwo mimo, iż na początku grał słabo, żeby nie powiedzieć koszmarnie niejako dzięki zabawie z tą garstką zapaleńców jakoś się wybronił. Na pewno długo będę pamiętał moment, w którym fani po prostu weszli na scenę i bawili się z zespołem. Doszło nawet do tego, że w coverze Mayhem to właśnie jeden z nich spróbował zmierzyć się wokalnie z numerem Norwegów.
Mam nadzieję, że Zbyszek mimo niskiej frekwencji nie straci zapału i już za kolejne kilka miesięcy Katowice nawiedzi kolejna odsłona imprezy. Cieszyłbym się gdyby jednak skład byłby trochę bardziej urozmaicony i w zestawie pojawiła się np. jedna kapela death metalowa. Kto nie był niech żałuje bo zabawa była przednia, a kolejki po piwo ze względu na frekwencję małe. Z kronikarskiego obowiązku musze powiedzieć, że wszystkie koncerty były nagrywane na potrzeby dokumentu dotyczącego pogaństwa i satanizmu w Polsce i mam nadzieję, że już niedługo będę mógł ten film zobaczyć.
