Warbell – Havoc
(8 września 2016, napisał: Prezes)

Bardzo pod górkę miała u mnie ta płyta… Gdy do mnie dotarła, kolejka płyt do osłuchania była ogromna, więc musiała się trochę naczekać. Gdy już przyszła jej kolej najnormalniej w świecie gdzieś mi się zapodziała. Już nie wnikam czy jakiś udział miał w tym mój dwuletni synek, ale swoje podejrzenia mam hehe… Tak czy inaczej udało się wreszcie położyć łapy na tym krążku i solidnie go osłuchać. A czy było warto czekać? Myślę, że tak. Na pewno w moim odczuciu ten materiał ma więcej plusów niż minusów. Przede wszystkim w naszym kraju, wbrew pozorom, zbyt wiele zespołów nie gra w ten sposób. Chodzi o melodyjną odmianę death metalu, kojarzoną głównie ze Szwecją, a konkretnie z Göteborgiem. Jeszcze może z 10-15 lat temu takie granie było mocno na topie, ale oczywiście wszystkie te fale popularności przychodzą i odchodzą… i tak melodyjny szwedzki death metal odszedł w zapomnienie. Dolnośląski Warbell chce nam przypomnieć takie właśnie granie. I tu kryje się także chyba najbardziej widoczny minus tego wydawnictwa: jego wtórność. Inspiracje jakie tchnęły tych kilku muzyków do tworzenia swojej muzy są chyba aż nadto słyszalne. In Flames (z czasów kiedy grał jeszcze fajne rzeczy) przewija się tu i ówdzie, słychać też At The Gates z czasów „Slaughter of the Soul”, a niektóre numery, jak chociażby Into Battle mocno nawiązują do Amon Amarth (także lirycznie). Ja nie mam jednak nic przeciwko takim mocno wyczuwalnym inspiracjom, o ile muza zagrana jest dobrze i z pomysłem, a nie opiera się tylko na kopiowaniu czyichś patentów. A tego materiału naprawdę świetnie się słucha, oczywiście przy założeniu, że wyżej wymienione nazwy wzbudzają w was pozytywne emocje. Jeśli tak to jest ogromna szansa, że i „Havoc” się wam spodoba, bo ma ku temu wszelkie predyspozycje. Jest moc i zadziorność, która cechowała tamte materiały, jest też oczywiście nieodzowna przebojowość. Świetne riffy, które od razu wpadają w ucho i bardzo dobre, momentami porywające melodyjne motywy (nie mylić oczywiście z jakimiś cukierkowatymi melodyjkami, których tu nie znajdziecie). Wszystko to ubrane w profesjonalne, soczyste brzmienie (dziś to już norma) i okraszone mocarnym wokalem Karoliny… Tak, tak, wokale robi tu kobieta, ale wygaru i charyzmy w głosie mógłby jej pozazdrościć niejeden chłop. Myślę, że o angaż w Arch Enemy nie byłoby jej trudno.
Ja polubiłem ten krążek od razu (no, może nie tak od razu o czym było już na początku hehe) a to pewnie dlatego, że przypomniał mi on fajne czasy. Może nie będę do niego wracał tak często jak do klasyków gatunku, ale na pewno jeszcze nie raz zakręci się w moim odtwarzaczu. Jeśli na następnym materiale Warbell utrzymają ten sam poziom przebojowości i zagrają nieco bardziej „po swojemu” to już będzie miodzio!
Wyd. Goressimo Records, 2015
Lista utworów:
1. The New Beginning
2. Berserk
3. Reflecting Lies
4. The Chosen Ones
5. Havoc
6. Through the City of Darknes
7. Inner Fears
8. Black Screens
9. Nerevar Rising
10. Fidelis
11. Break the Waves
12. Distanced
13. Into Battle
14. Death March
15. Forgotten Tale
Ocena: -8/10
