Ade – Carthago Delenda Est
(23 sierpnia 2016, napisał: Paweł Denys)

Pierwszy sezon „Spartakusa”, który miał podtytuł „Krew i Piach” obejrzałem niemalże w jedną noc. Drugi, czyli „Bogowie Areny” prawie tak samo. Potem moje zainteresowanie spadło niemal do zera, bo też oglądać się tego za bardzo nie dało. Dlaczego o tym wspominam? Dlatego, że najnowszy album włoskiego Ade zatytułowany „Carthago Delenda Est” powinien bez problemów trafić w gusta miłośników tego serialu. No może nie wszystkich, ale jeśli ten miłośnik lubi death metal, to będzie bardzo zadowolony. Ade bez żadnego skrępowania odwołuje się do czasów bardzo dawno minionych, gdy to gladiatorzy walczyli na arenach, a wielkie słonie miażdżyły wojowników na polach bitewnych. Sporo w ich muzyce poukrywanych na drugich planach dźwięków, które raz że z metalem za wiele wspólnego nie mają, a dwa że przenoszą momentalnie na pole bitewne właśnie. Musze przyznać, że nieźli z nich kuglarze. Tak rozbierając muzykę na czynniki pierwsze, to za bardzo nie ma się nad czym spuszczać, ale wyraźnie słychać, że nie ma potrzeby komplikowania dźwięków. Wystarczy kilka prostych i brutalnych momentów wspartych całą baterią przyzwoitego patosu i już można nagrać naprawdę dobry album. Gdzieś po głowie podczas odsłuchu całości latała mi nazwa Septic Flesh, ale tym się za mocno nie sugerujcie. Niby pomysł na siebie Ade ma bardzo podobny, ale inaczej go realizuje. Cieszy też fakt, że pomimo naprawdę cienkiej granicy pomiędzy uwielbieniem a śmiechem, udało się zespołowi wszystko ze sobą tak pięknie skleić, że mucha nie siada. Nie wiem, czy ta sztuka będzie im się udawała w przyszłości, bo też droga przez nich obrana w końcu zaprowadzi ich do ściany, ale na razie się tym martwić nie będę. Będę za to wpuszczał sobie w krwiobieg ten materiał dość regularnie. To nic, że już po kilku przesłuchaniach da się go poznać niemalże na wylot. Najważniejsze, że na dzień dzisiejszy słucha się tej płyty po prostu znakomicie. Potrafi wprowadzić zawartość bardzo ciekawą atmosferę, ale gdyby przyszło wam do głowy z lekka odpłynąć, to momentalnie dostaniecie po głowie rwanym riffem i już wszystko będzie cacy. Nie będę też zdziwiony, gdy ten album zostanie zauważony poza podziemiem i poświęcą mu czas największe magazyny muzyczne na świecie. Taka muzyka, właśnie za sprawą Septic Flesh, ma swój czas i może sporo zwojować, a że właśnie o wojaczkę zespołowi chodzi, to tym lepiej. Dobrze się stało, że nie olałem płyty. Chęć wykonania takiego kroku była we mnie wielka, gdy tylko zobaczyłem zdjęcie muzyków. Na szczęście górę wziął zdrowy rozsądek. Wy też się nie wahajcie i przynajmniej posłuchajcie „carthago Delenda Est”. Warto!
Wyd. Xtreem Music, 2016
Lista utworów:
1. Carthago Delenda Est
2. Across the Wolf’s Blood
3. Annibalem
4. With Tooth and Nail
5. Dark Days of Rome
6. Scipio Indomitus Victor
7. Mare Nostrum
8. Zama: Where Tusks Are Buried
9. Excidium
10. Sowing Salt
Ocena: 8/10
https://web.facebook.com/adelegions?_rdr
