Deprive – Temple of the Lost Wisdom
(5 sierpnia 2016, napisał: Paweł Denys)

Z zasady nie lubię projektów jednoosobowych, ale też nie jest tak, że tego typu wydawnictwa od razu wyrzucam do kosza i ich nawet nie słucham. Gdybym tak właśnie postępował, to musiałbym sobie karnego liścia wymierzyć, że olałem taki album jak „Temple of the Lost Wisdom” hiszpańskiego Deprive. Szybko moja początkowa nieufność przerodziła się niemalże w uwielbienie. Zawartość płyty nie pozostawia żadnych złudzeń, że oto mam przed sobą wydawnictwo, które powinno długo okupować mój odtwarzacz. Łączenie death i doom metalu oczywiście nie jest niczym nowym i taką muzyką się świata nie zawojuje, ale jako, że maniaków takich dźwięków jest naprawdę sporo, to coś czuję w kościach, że dość szerokim echem się ten album odbije w podziemiu. To płyta skierowana do ludzi zakochanych i tęskniących za tym, jak się taką muzykę grało na początku lat 90-tych. Jeśli mówimy o death metalu, to mówimy o prostocie i miażdżących riffach, które swoją chwytliwością zarażają w oka mgnieniu. Do tego wokal kojarzący się z manierą Chrisa Burnsa i wszystko powinno być jasne. Z kolei fragmenty doom metalowe przywołują momentalnie skojarzenia z tym, jak się ten gatunek grało na Wyspach Brytyjskich swego czasu, gdy swoje pierwsze płyty wypuszczały My Dying Bride i np. Paradise Lost. Klimat tych zwolnień, porażająca melancholia potrafi wbić w fotel. Zresztą, „Temple of the Lost Wisdom” z jednej strony potrafi umarlaka wybudzić z grobu, a chwilę później za pomocą miażdżącego zwolnienia ponownie ulokować go w wygodnym grobie. Tak to właśnie jest płyta. Na pierwszy rzut oka wcale nie porywa, ale gdy już człowiek załapie, o co tutaj chodzi, skąd się inspiracje do stworzenia płyty wzięły i jaki jest pomysł na całą konstrukcję płyty, to trudno się od tych dźwięków oderwać. Inną sprawą jest to, że każdy kawałek przynosi bardzo pożądaną dawkę chłodu, co przy obecnych temperaturach(u mnie dziś 25 stopni w cieniu) jest wręcz zbawienne. Tu nie ma sensu nic więcej pisać, tu trzeba słuchać. Dodam tylko, że grać taką muzykę w sposób, który nie przynudza już po chwili to zwyczajnie trzeba umieć. Odpowiednie wyważenie wszelkich składników, a za wiele przecież ich tu nie ma, to podstawa sukcesu. Deprive, a w zasadzie niejaki Erun-Dagoth, zdecydowanie wie jak grać death/doom metal. Mogę jedynie wam płytę polecić. Nie zrażajcie się już na starcie i brnijcie w to niemalże na ślepo. Warto, jak jasna cholera!
Wyd. Memento Mori, 2016
Lista utworów:
1. Other Earth
2. A Mournful Prophecy
3. Vortex of Repulsion
4. Doomed Tears of Humanity
5. Hyperborean Serenades – The Elder Race Mystery
6. Gospel of the Black Sun
7. Temple of the Lost Wisdom
8. Fall of Atlantis
9. A Desperate Praise
10. Incarnation of the Macabre
Ocena: +8/10
https://web.facebook.com/deprivedeathdoom?_rdr
