Morphinist – Terraforming
(10 lipca 2016, napisał: Pudel)

Pod szyldem Morphinist ukrywa się jeden gość, pochodzący z Niemiec niejaki Argwohn. Typ ewidentnie cierpi na twórczą sraczkę – jako Morphinist od 2013 roku wydał szesnaście(!) mniejszych lub większych materiałów, ponadto według niezawodnej wiadomej encyklopedii udziela się równolegle w dziesięciu innych projektach. Przy czym ów pan większość swojej muzyki wydaje całkiem sam, co mogło i wzbudziło we mnie podejrzenia co do jakości tej twórczości. Muzyka Morphinist określana jest mianem post black metalu. Album jak widać choćby po rzucie okiem na tracklistę dzieli się na trzy numery. Pierwsze minuty dalekie są od jakiegokolwiek black metalu, wypełnione są bowiem smętnym, powolnym, ale całkiem ciekawym plumkaniem. Dopiero po ładnych kilku minutach wchodzi faktycznie blackowa sieka, o dziwo całkiem tradycyjna…. przynajmniej z początku, bo później mamy dosyć ciekawy zabieg, polegający na tym, że na tle typowo blackowej sekcji oraz wokalu gra sobie całkiem melodyjna, ale na taki, nie wiem, new wave’owy? sposób gitara. Po tej żywszej części znów wracamy do tajemniczego pitolenia, gdzie wierzcie mi lub nie, ale ponuremu Niemcowi udało się uzyskać naprawdę interesujący, niepokojący klimat. Pierwszy numer trwa bagatela piętnaście minut, ale naprawdę potrafi zaciekawić, mimo niezbyt wyszukanych środków w nim użytych. Drugi kawałek można traktować jako przerywnik – trwa „zaledwie” 5,5 minuty. Zbudowany jest jednak podobnie – ponury ale interesująco się rozwijający wstęp przechodzi w dosyć ostre ale nieszczególnie porywające blackowe granie by na koniec znów powrócić do oszczędnego klimatu, który może się lekko kojarzyć z jedną z najlepszych płyt na świecie, czyli „Seventeen seconds” The Cure. Trzeci i ostatni utwór to znów kwadrans muzyki. Znów oszczędny, zimny, cold wave-owy początek. Przechodzący tym razem w wolniejszy oraz cięższy blackowy klimat, z potężnymi bębnami i całkiem przekonującym wokalem. Z czasem utwór się intensyfikuje, by znów przejść w bardziej klimatyczne rejony i tak dalej. Podsumowując: Najnowsza propozycja morfinisty zrobiła na mnie dosyć mieszane wrażenie. Z jednej strony pomysł na granie jest tu banalny: „wolno – ponuro – szybciej – ostrzej – znów wolno” itd. Brzmieniowo czy wykonawczo przyczepić się tu nie ma do czego choć rewelacji też nie ma. Ogółem jest to dosyć przeciętne wydawnictwo, choć jednak coś w tym jest, chce się do tego wracać, mimo przewidywalnej do bólu struktury kawałków i niemieckiej solidności pozornie bez miejsca na jakieś dźwiękowe szaleństwo. Pierwsze moje wrażenie po przesłuchaniu tej płytki dalekie było od entuzjazmu, jednak muszę przyznać, że COŚ w tym jednak jest. Warto sprawdzić samemu i wyrobić sobie zdanie.
Wyd. własne zespołu, 2016
Lista utworów:
1. Terraforming I
2. Terraforming II
3. Terraforming III
Ocena: -7/10
