Dormant Ordeal – We Had It Coming
(21 czerwca 2016, napisał: Paweł Denys)
Na ten album czekałem niecierpliwie. Debiut podobał mi się cholernie mocno i swego czasu wałkowałem go niemal bez ustanku. Przyszło mi trochę poczekać, żeby zweryfikować swoje peany pochwalne wylane na jego cześć i skonfrontować je z drugim albumem Dormant Ordeal, który miał z całą stanowczością potwierdzić ogromne nadzieje, jakie wiążę z tym zespołem. Teraz już wiem, że się nie pomyliłem. Wiem, że ten zespół to talent czystej wody. Talent, który nie boi się ciężkiej pracy i z mozołem, ale i dobitnym przekonaniem o własnej wartości, wykuwa swoją pozycję na death metalowej scenie. Nie mam żadnych wątpliwości, że „We Had It Coming” umocni pozycję tego zespołu i przysporzy mu sporą rzeszę zwolenników. Nie można przejść obojętnie obok tego, co tu się wyprawia. Wystarczy wcisnąć przycisk play i nie będzie już odwrotu. Zostaniecie złapani za pyski i sprowadzeni do parteru. Doprawdy, pierwsze przesłuchania płyty są w stanie kompletnie wykończyć fizycznie. Trudno jest za zespołem nadążyć i choć umysł próbuje, to musi minąć trochę czasu, trzeba się z dźwiękami otrzaskać, a dopiero wtedy wszystko zaczyna żreć niemiłosiernie. Wchodzi całość bez ceregieli pod skórę, wygodnie rozsiada się w głowie i czeka na odpowiedni moment, aby wszystko rozsadzić. Wyraźnie słychać, jak mocno się ten zespół rozwinął, jak niebanalne umiejętności posiada. Najważniejsze w tym jest to, że przełożyło się to na płytę, która jest tak okrutną petardą, że nie ma żadnej wątpliwości, żeby się w waszych głowach pojawiły jakiekolwiek pytania. „We Had It Coming” nie da dojść do głosy takim myślom, jeśli tylko będą one się miały czelność w ogóle spróbować zaistnieć. Fenomenalnie zostało tu wszystko zaaranżowane, zagrane i nagrane. Nie znajduję tu słabych punktów, choć zdaję sobie doskonale sprawę, że każdy zaprawiony w bojach maniak death metalu niemal momentalnie wyłapie tu pewne wpływy. Ot, weźmy choćby techniczną odmianę tego gatunku zza Oceanu. Słychać to wyraźnie, ale nie śmiejcie sobie nawet wyobrażać, że to jest jakiś minus. Zawartość płyty od razu wam wybije z głów takie durne pomysły. Jest jeszcze coś, co przemawia na korzyść albumu. Pod tą całą brutalnością, która atakuje z każdej strony, kryje się tu mnóstwo znakomitych zagrywek, jak i atmosfery, która może na myśl przywodzić chorobę, która trawi umysły np. muzyków Ulcerate. Że to nie ten rozmiar kapelusza? Uwierzcie mi, że Dormant Ordeal już dziś może stawać w szranki z największymi i wcale nie będzie musiało wyjść z takiej konfrontacji poobijane. „We Had It Coming” to dowód, że ten zespół śmiało idzie po swoje, że jest kurewsko pewny siebie i z podziwu godną bezczelnością ma zamiar wywalać drzwi z futrynami. Coś się musi zdarzyć i ten album musi wypłynąć na szerokie wody. W innym przypadku cały ten nasz muzyczny biznes powinien być potraktowany pociskami z napalmem. Marzy wam się zapodać sobie w domowym zaciszu płytę iście zabójczą? Łapcie ten album, podkręćcie potencjometr i gińcie!
Wyd. własne, 2016
Lista utworów:
1. The Mist
2. Stoning
3. A Dim Remider
4. Derangement Zone pt. 1
5. Derangement Zone pt. 2
6. Sleeping Grounds
7. Conspiracy Within
8. Tar
Ocena: +9/10
https://web.facebook.com/dormant.ordeal?_rdr