Cult Of Luna & Julie Christmas – Mariner
(27 maja 2016, napisał: Paweł Denys)
Mam nie lada problem z tym albumem. Z jednej strony jest on na pewno na bardzo wysokim poziomie, na pewno jest czymś ciekawym, czymś co powinno bez większych problemów zaspokoić fanów zarówno Cult of Luna, jak i Julie Christmas. Z drugiej strony trudno podejść do tej płyty, jak do jednorazowego wyskoku, a wtedy można się było spodziewać czegoś naprawdę nietuzinkowego, a tak niestety nie jest. Tak, czekam na nowy album Cult of Luna bardzo niecierpliwie, ale wiem już, że jeszcze trochę będę musiał poczekać, bo teraz jest czas „Mariner”. Budzi ten album we mnie jednak pewne obawy. Nie słyszę na „Mariner” czegoś nowego, czegoś co pozwoliłoby mi uwierzyć, że w przyszłości zostanę czymś pozytywnie zaskoczony. Tak po prawdzie, to większość muzyki zawartej na tej płycie mogłoby się spokojnie znaleźć na „Vertikal” lub „Vertikal II”. To wszystko już było, zagrane wiele razy przez sam zespół. Pod tym kątem „Mariner” jest dla mnie rozczarowaniem. Nie jakimś dużym, bo tak naprawdę jestem w stanie chłonąć muzykę CoL niemalże bezkrytycznie często i gęsto, ale też nie da się ukryć, że na poprzednich wydawnictwach zespół dotarł do ściany. Teraz czeka ich sporo wysiłku, żeby zrobić krok do przodu, zaproponować coś świeżego. Nie wiem, czy opisywany tu album miał być pierwszym krokiem w tą stronę, ale jeśli tak, to szału nie ma. Za dużo tu momentów zupełnie nijakich, które niestety ciągną się niczym flaki z olejem. Niektóre kawałki są zupełnie niepotrzebnie wydłużane, przez co całość traci na dynamice i przynudza. Nie ma tego jakoś przesadnie dużo, ale się pojawia i to niestety jest bardzo zły objaw. Długo też się zastanawiałem zanim zdecydowałem się odpalić płytę, jak w tych dźwiękach odnajdzie się Julie Christmas. Muszę przyznać, że jej wokal potrafi zrobić duże wrażenie. Zdecydowanie udźwignęła temat i jak dla mnie jest tu zdecydowanie najjaśniejszym elementem. Czuję wtedy, że jest to coś nowego, coś co przywraca mi wiarę w zespół i pozwala ze spokojem patrzeć w przyszłość. Szkoda tylko, że nie jest to stała członkini zespołu, a więc na kolejnym wydawnictwie, już regularnym albumie, jej nie będzie i wtedy się dopiero okaże, czy zespół zdefiniuje siebie na nowo. „Mariner” nie daje jednoznacznych odpowiedzi, ale potrafi w kilku momentach udowodnić, że ci artyści są wciąż jednymi z nielicznych, którzy mają to coś, co potrafi poruszać ludzi. Przez kilka chwil czułem się tu nieźle przygnieciony dźwiękami, ale niestety w paru momentach musiałem sobie ziewnąć. Niby jest dobrze, ale tak nie do końca. Niemniej, warto jednak ten album poznać, wsłuchać się w niego uważnie, pozwolić dźwiękom swobodnie płynąć, a wtedy być może każdy z was odkryje tu coś więcej. Ja do tej płyty za często wracać nie będę, ale doceniam próbę zaproponowania czegoś nowego. To, że nie do końca udaną, to już trochę inna bajka.
Wyd. Indie Recordings, 2016
Lista utworów:
1. A Greater Call
2. Chevron
3. The Wreck of SS Needle
4. Approaching Transition
5. Cygnus
Ocena: +6/10
https://web.facebook.com/cultoflunamusic/?fref=ts