Ljosazabojstwa – Starazytnaje licha
(18 maja 2016, napisał: Paweł Denys)

Jak tylko zobaczyłem nazwę zespołu, to niemal momentalnie moje myśli pobiegły ku graniu o ludowym zabarwieniu. Spodziewałem się smętów i smarów, jakichś piszczałem itp. Dobrze się jednak stało, że to skojarzenie nie utrwaliło się zbyt mocno w mojej głowie i nie odłożyłem przesłuchania na późniejszy okres. Czasami najlepiej od razu skonfrontować swoje przypuszczenia z rzeczywistością i tak właśnie zrobiłem. Bardzo szybko też zrozumiałem swój błąd, bo też Ljosazabojstwa nie pozostawił mi, żadnych wątpliwości. Tu się bije po buzi, i to bardzo skutecznie, że tak dodam od siebie. Nie ma mowy o muzyce, która przywoływała by ducha białoruskich ziem. Nie tędy droga, nie ta bajka. Ten zespół para się obskurnym black/death metalem, który swoje korzenie ma m.in. na fińskiej ziemi. To właśnie tam rezyduje przecież Archgoat, a właśnie z tym zespołem wiele punktów wspólnych znajdziecie podczas słuchania „Starazytnaje licha”. Atmosfera, brzmienie, czy też tak zwyczajnie i po ludzku same rozwiązania w obrębie muzyki są niemalże hołdem oddanym fińskim degeneratom. Smród siarki unosi się nad tym materiałem bardzo intensywnie, rozchodzi się po calutkim pomieszczeniu i zawisa pod sufitem. Jeszcze długo po zakończonym odsłuchu da się wyczuć jego zapach, na tylko mocno, że jedynym wyjściem jest solidne przewietrzenie pokoju, a i to nie daje gwarancji, że będzie wszystko w porządku. Prymitywizm tej muzyki jest cholernie zaraźliwy, ogłupia człowieka, ale w takim pozytywnym sensie. Zresztą, nie wyobrażam sobie, żeby miłośnicy takiej właśnie estetyki nie kupili tego materiału niemal momentalnie. Jest tu absolutnie wszystko, co stanowi o wartości tej stylistycznej mieszanki. Jest wulgarnie, jest prosto i jest odpowiednia moc. Ba, nawet brzmienie całości zostało bardzo odpowiednio dobrane do muzyki. Można się o nie niemal pokaleczyć, a zaręczam wam, że każdą ranę zadaną przez Ljosazabojstwa będziecie sobie bardzo cenić. Przynajmniej ja tak mam, i nie mam nic przeciwko, żeby tych ran się pojawiło więcej. Tak się pewnie stanie, bo ten album jeszcze wiele razy zagości w moim odtwarzaczu. Wciągnęła mnie ta muzyka, opętała wręcz, żeby być precyzyjnym. Tak pewnie miało być i to się zespołowi udało. Nie mam też wątpliwości, że spore grono ludzi doceni ten materiał, dotrze do jego sedna i będzie się nim katować, aż do granic wytrzymałości. Taka to właśnie jest płyta. Z pozoru nie jest atrakcyjna, jest wtórna, jest brzydka i brzmi średnio. To są jednak tylko pozory. Gdy już człowiek załapie o co w tym chodzi, co tu się rozgrywa, to nie ma opcji, wpada niczym śliwka w kompot i już nie ma odwrotu. Pozostaje tylko coraz mocniej wchodzić w świat kreowany przez Ljosazabojstwa, poddawać się raz za razem złu, którego w tej muzyce jest bardzo duże stężenia i piszczeć z bólu. Niczego więcej tu nie ma i nic nie znajdziecie. Czy to źle? Na pewno nie, ale o tym się już przekonacie, gdy tylko odpalicie płytę. Ja polecam i wracam do katowania swoich małżowin usznych.
Wyd. Hellthrasher Productions, 2016
Lista utworów:
1. Struk u horła chrysta
2. Starazytnaje licha
3. Komunija ahniom
4. Dzień Nawi
Ocena: 8/10
