Lizzies – Good luck
(10 maja 2016, napisał: Pudel)

Zespoły złożone wyłącznie z kobiet to na metalowej czy nawet rockowej scenie wciąż jeszcze rzadkość, z tym większą ciekawością sięgnąłem po promówkę albumu „Good Luck” popełnionego przez cztery dziewczyny z Madrytu. Panie grają od 2010 roku i wymyśliły sobie, że będa grały heavy metal. Skojarzenie miałem więc jedno – Girlschool! I faktycznie, nie jest to wcale aż tak odległa muzyka od twórczości grupy z Londynu, choć paradoksalnie twórczość o wiele młodszych Hiszpanek jest nawet bardziej zakorzeniona w klasycznym hard rocku niż muzyka autorek „Hit and run”. „Good luck” to niezwykle zwarty, konkretny i tradycyjny rockowo – metalowy album. Dziewięć numerów, niewiele ponad pół godziny muzyki, ale mieści się w tym sporo doskonałych riffów, melodyjnych refrenów i całe mnóstwo rockandrollowej radochy. Całość okraszona jest rasowym, solidnym brzmieniem, żywcem wyjętym sprzed 35 lat. Można się troszkę przyczepić do wokalu. Śpiewająca tu Elena ma ciekawy, dosyć niski głos, jednak momentami sprawia wrażenie przestraszonej, mam wrażenie, ze nie pokazała tu 100% swoich możliwości. Choć w takim „Mirror Maze” pokazuje na co ją stać. Ogólnie o takich płytach dosyć ciężko jest pisać – tutaj prawie wszystko jest dobre, nawet bardzo dobre, ale jednocześnie mniej więcej to samo grało już wcześniej milion zespołów. Raczej z takim tradycyjnym, rockowo – metalowym graniem rodem z 1980 roku ciężko będzie się paniom przebić. Ale zapewniam, że jak już komuś ten krążek wpadnie w ręce to po zwyczajnie nie ma opcji, żeby się nie spodobał! Jeśli tylko lubicie wczesny Saxon, Tygers of Pan Tang, Ufo, Thin Lizzy, Samson czy właśnie Girlschool to rozejrzenie się za „Good Luck” uważam za bardzo dobry pomysł. A jeszcze dodatkowo miejscami przebija tutaj taki zadziorny, niemal punkowy duch („Speed on the road”). To co tutaj jest zagrane było już popełnione setki, tysiące razy. Ale serio, miałem ostatnio okazję posłuchać nowych płyt różnych metalowych weteranów, w tym nowych dokonań takich legend jak Omen czy też hiszpańskiej Zarpy i propozycja Lizzies bije te albumy na głowę jeśli chodzi o czad, radość z grania – przy odsłuchu czuć kopa, nie ma się wrażenia obcowania z muzycznym skansenem czy grupą rekonstrukcyjną. Tu nie ma ani jednego zbędnego dźwięku, sam czysty, doskonały rock’n’roll. Życzyłbym sobie więcej takich albumów.
Wyd. The Sign Records, 2016
Lista utworów:
1. Phoenix
2. 666 Miles
3. Viper
4. Mirror Maze
5. Night in Tokyo
6. Speed On The Road
7. One Night Woman
8. Russian Roulette
9. 8 Ball
Ocena: 8/10
